niedziela, 25 grudnia 2016

3. Traktat Azurski - część 5

- A więc, czy jest na początek jakiś temat, który chcielibyście poruszyć? - Spytał Lokros, licząc, że nikt nic nie powie, jak to miało miejsce na poprzednich spotkaniach.
- Właściwie to... jest pewna rzecz, którą chciałbym poruszyć. - Rzekł Kaiton
- Że co? - Spytał z niedowierzaniem Lokros
- To co słyszałeś. Otóż chciałem poruszyć pewien temat. Wszyscy pamiętają co się stało trzysta lat temu?
- Trudno zapomnieć coś takiego. - Powiedziała Krodaka - Wymordowanie reszty Nazów, z resztą nie tylko ich a wszystkich mieszkańców kraju. 
- Zapieczętowanie Xara razem z Thorukiem. - powiedział Hakar - Powiązanie smoczych gwiazd z nami.
- No właśnie. Powiązanie smoczych gwiazd było ceną za pieczęć. Pieczęć, która zawiodła.
- Jak to zawiodła? - Spytał Lokros
- Zawiodła. Pieczęć, która miała trzymać Xara i Thoruka w uwięzi przez wieczność osłabła. Osłabła na tyle, że Xar zdołał się z niej uwolnić.
- Dobra, dosyć żartów. Czy ktoś ma coś poważnego do powiedzenia?
- Jestem poważny. 
- A niby jak Xar miałby się uwolnić z pieczęci?
- Nie wiem. I on też tego nie wie. 
- A ty skąd...
- Gdy opuszczałem swój dom odwiedził mnie. Kazał mi wytrenować moich uczniów na godnych jego przeciwników.
- Ha! Czyli masz nowych uczniów! - powiedział Hakar, odbiegając od tematu
- Czyli, że Xar, rządny mordu demon, połączenie wszystkich tutejszych ras, twór Thoruka uwolnił się i odwiedził cię w twoim domu? I ja mam ci uwierzyć? - powiedział Lokros
- Nie musisz mi wierzyć. Możemy pójść do podziemi i zobaczyć pieczęć. 
Krodaka zauważyła pewien niepokój w oczach Lokrosa. Wiedziała, że ten coś ukrywa. 
- Nie widzę takiej potrzeby. - Powiedział Lokros - Czy ktoś jeszcze ma jakąś sprawę, którą chciałby poruszyć?
- Wiem co widziałem - powiedział z przekonaniem Kaiton
- Daj już spokój. Naprawdę sądzisz, że ktokolwiek tutaj uwierzyłby ci w to, co teraz wygadujesz? Wierzycie mu?
Hakar i Krodaka wymienili się spojrzeniami. Po chwili Hakar rzekł:
- Nie dogadujemy się zbytnio z Kaitonem. Gdy tylko go widzę, czuję niechęć. Jednak znam go na tyle dobrze, że wiem, kiedy kłamie. Jeśli Kaiton jest przekonany, że Xar się uwolnił, to mi nie pozostaje nic innego, jak tylko trening do walki z nim. 
- Ufam Hakarowi. - Powiedziała Krodaka - Jestem też człowiekiem, tak jak Kaiton, a ludzie powinni trzymać się razem. Poza tym nie widzę sensu w tym, dlaczego miałby w ogóle kłamać w tej sprawie.
- Dobrze więc - zaczął Lokros - Skoro uważacie, że te bzdury, które mówi Kaiton są prawdą, proszę bardzo. Sami zdecydujcie co chcecie zrobić. Daję wam wolną rękę w tej sprawie. Żegnam.
Ze strony Lokrosa spotkanie się skończyło. Wstał ze swojego miejsca i kierował się ku schodom. Zanim jednak postawił nogę na stopniu, z jego kieszeni coś wypadło. Był to świecący bardzo jasnym światłem kryształ wielkości pięści... Smocza Gwiazda. 
- Ale... Jak?! - Spytał z niedowierzaniem Hakar
- To nie może być... Przecież one są połączone z nami - Powiedziała Krodaka
- Chcesz nam coś powiedzieć Lokros? - Spytał Kaiton
Lokros wiedział, że nawet jakby próbował uciec, nie skończyłoby się to dla niego za dobrze. 
- Chcecie znać prawdę? - Zaczął Lokros - Chcecie wiedzieć czemu Smocza Gwiazda jest poza moją duszą? Od kiedy zapieczętowaliśmy Thoruka i Xara to było dla mnie jak przekleństwo. Życie w ciągłej wiedzy, że oni gdzieś tam żyją. Co z tego, że zapieczętowani. Wiedziałem, że prędzej czy później znajdą się tacy, którzy będą chcieli ich uwolnić. Wyjęcie Gwiazdy z mojej duszy zajęło mi całe trzysta lat. Trzysta lat prób i błędów. Trzysta lat wykorzystywania i wymyślania nowych azurskich technik. I w końcu się udało. Mam smoczą gwiazdę nie w duszy, a w ręku. 
- Teraz to ma sens. - Powiedział Kaiton - Pieczęć stworzona przez smoka w zamian za powiązanie Smoczych Gwiazd z naszymi duszami osłabła, ponieważ złamałeś ze swojej strony umowę. Celowo uwolniłeś Xara. Możemy potraktować to, jako zdradę kraju.
- Co? I niby co zrobicie? 
Kaiton, Hakar i Krodaka wymienili się spojrzeniami
- Zrywamy Traktat Azurski! - powiedzieli jednym głosem
- Co? Nie możecie! Podpisując traktat, zgodziliście się na to, aby tylko jego pomysłodawca mógł go zerwać, a przez fakt, że ten dawno nie żyje, możliwość ta spada na mnie!
- Jest tylko jeden mały problem Lokros - Powiedziała Krodaka - Przed chwilą dałeś nam wolną rękę w sprawie Xara. A jeśli ty też jesteś w tą sprawę zamieszany, mamy pełne prawo zerwać traktat.
- I co macie teraz zamiar zrobić? - spytał poddenerwowany Lokros - Zabić mnie za zdradę tu i teraz? Znaleźć i zabić Xara samemu? Rozpętać wojnę domową? Bez traktatu nic was nie ogranicza. Nic was nie łączy.
- Łączy nas wspólny cel. - odpowiedział Hakar - Powstrzymanie Thoruka przed uwolnieniem. Jeśli tobie to nie wystarcza - trudno. 
- Jeśli cię tu teraz zabijemy, - powiedziała Krodaka - skutki mogłyby być katastrofalne. Moglibyśmy niechcący wywołać wojnę domową. 
- Prędzej czy później - zaczął Lokros, stawiając krok w stronę schodów na dół - i tak zacznie się wojna domowa. Jeśli nie ma żadnego traktatu, konstytucji, jakiegokolwiek dokumentu, który by w jakiś sposób ograniczał wasze możliwości, któryś z was w końcu zechce od innego czegoś więcej. Zgadnijcie jak to się skończy. Mam nadzieję, że pamiętacie jeszcze drugą wojnę Grineal. Zostawiam was. Zróbcie co uważacie za słuszne. 
Lokros opuścił spotkanie na dobre. 
- Więc... co teraz? - spytała Krodaka
- Jak to co? - odpowiedział Kaiton - Musimy się przygotować na najgorsze.



Chciałbym na koniec trzeciego rozdziału życzyć wszystkim czytelnikom wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku :)

czwartek, 22 grudnia 2016

3. Traktat Azurski - część 4

Dojechali do ruin. Kaiton wysiadł, zostawiając swoje rzeczy w wozie. Mimo, że większość budynków nie przypominała już swoich dawnych kształtów, główna siedziba w której odbywało się spotkanie była w całkiem dobrym stanie.
Kaiton otworzył wielkie, drewniane drzwi i wszedł do środka. Po wejściu ukazała mu się wielka sala tronowa. Przed zakurzonym, kamiennym tronem znajdowały się dwa zniszczone przez czas stoły, pomiędzy którymi leżał szaro-czerwony, poszarpany dywan. Przy ścianach znajdowały się schody na wyższe piętra, na których znajdowały się sypialnie, laboratoria, balkony itp. Poniżej sali tronowej były lochy i stara biblioteka. Książki w niej zawarte były jednak napisane w języku staronazowskim. Cały budynek był czymś w rodzaju wielkiej, mieszkalnej wieży.
Kaiton wszedł po schodach na górę. Minął piętro z kuchnią, sypialniami, laboratoriami. Wszedł na najwyższy stopień. Dach miał budowę podobną do altany. Balkony wychodziły na cztery strony świata. Na środku stał okrągły stół, przy którym już siedział Hakar - władca diabłów. Miał on krótkie włosy oraz niedługie rogi, pnące się w górę.
- Kaiton. - rzekł Hakar
- Hakar. - odpowiedział Kaiton, siadając przy stole. Po chwili spytał - Długo tu jesteś? Nie widziałem twojego powozu przed wieżą.
- Nie korzystałem z powozu. Przyszedłem tu o własnych siłach.
- Taki kawał drogi? Dałeś radę?
- Nie jestem już twoim uczniem Kaiton, więc nie traktuj mnie jakbym nim był. Jestem pewien, że już dawno cię przewyższyłem.
- Nie zaczynaj! - krzyknął Kaiton wstając gwałtownie z miejsca.
- Uspokójcie się obydwaj!
Przerwał im piękny, kobiecy głos. Na balkon weszła Krodaka - ludzka władczyni Arachnianów. 
- Krodaka...
- Hej Krodaka! Kopę lat! - Krzyknął Kaiton
- Witaj Kaiton, Hakar.
Usiadła przy stole, zajmując miejsce pomiędzy nimi, po czym poprawiła swoje ciemne, długie włosy.
- O co się znowu kłóciliście? - spytała
- Znowu? Kiedy się ostatnio kłóciliśmy? - spytał Kaiton
- Za każdym razem jak się widzicie kłócicie się. O co tym razem?
- Kaiton jak zwykle nie mógł uwierzyć, że ktoś, w przeciwieństwie do niego, nie olewa treningu i przyszedł tu o własnych siłach. 
- Nie olewam treningu! - powiedział Kaiton podniosłym tonem - Po prostu ostatnio nie miałem czasu.
- Jasne... Jestem pewien, że gdybyśmy teraz walczyli, pokonałbym cię bez używania jednej ręki. 
- Chcesz się o tym przekonać?
- Przestańcie obydwaj!
Przerwał im głos. Tym razem nie była to Krodaka. Był to głos charakterystyczy dla rasy Azurów. Był on wyższy niż głos innych przedstawicieli innych ras. Do sali wszedł Lokros - władca Azurów. Usiadł przy stole na przeciwko reszty władców i rzekł:
- Skończcie się kłócić i zaczynajmy spotkanie.

niedziela, 18 grudnia 2016

3. Traktat Azurski - część 3

Prom dopływał do brzegu ziemi wspólnych. Kaiton powoli szykował się do opuszczenia go. Zacumowano go w małej portowej mieścinie zamieszkałej w głównej mierze przez ludzi. Nie brakowało tam jednak innych ras. Byli tam przedstawiciele diabłów jak i arachnianów. Brakowało tam jednak azurów, albowiem na ziemiach wspólnych zajmują się badaniem ruin z czasów, zanim jeszcze pojawili się w Grineal mimo, że jest ich bardzo niewiele.
Na końcu ścieżki, wzdłuż której stały drewniane domy mieszkańców, stał powóz prowadzony przez pewnego starca. Czekał on własnie na Kaitona. Władca ludzi położył torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami na wóz, po czym sam na niego wsiadł. Ruszyli wgłąb wyspy.
- Mieliście małe opóźnienia. - zaczął starzec - Trochę na władcę czekałem.
- Przepraszam, miałem... nieprzewidziany wypadek. - odpowiedział Kaiton
- Nic się nie stało, słońce trochę bardziej przygrzało ale to nic. Więc jak tam wyglądają sprawy w stolicy?
- Nie wiele się zmieniło, od kiedy byłem tu ostatnio. Mam nowych uczniów, niektórzy mieszkańcy wypływają na Thoen. Wszystko po staremu.
- Tym młodym już nie przyjdzie do głowy żeby przenieść się tu i popracować. Ale mniejsza o to, nie chcesz przecież wysłuchiwać narzekań starca.
Kaiton nie odpowiedział
- Wspominałeś coś - zaczął ponownie starzec - o nowych uczniach.
- Tak. Jednym z nich jest mój syn, szkolę go już rok. Drugi jest synem mojego byłego ucznia.
- A więc jednak się ustatkowałeś?
- Przecież nie mogę być władcą wiecznie. Ktoś musi przejąć po mnie pałeczkę. Jednak nie sądzę, żeby to był mój syn.
- Czemu?
- Widzę jakie ma podejście do treningu. Nie obchodzą go zasady egzekutorów. Chce po prostu stać się potężnym wojownikiem. Jak ma zamiar wykorzystać tę moc to już nie mi osądzać.
Rozmawiali jeszcze jakiś czas, zanim nie dojechali do celu. Kaiton i starzec dobrze się znali. Spotkania władców odbywały się co pięć lat. Kaitona zawsze przywoził ktoś z rodziny starca. Zadanie woźnicy było przekazywane z pokolenia na pokolenie. Starzec wie, że nie jest już w kwiecie wieku i niedługo będzie musiał przekazać pałeczkę młodszemu pokoleniu.

czwartek, 15 grudnia 2016

3. Traktat Azurski - część 2

Cały pierwszy dzień treningu Gerana zleciał Kaitonowi na przygotowywaniu się do spotkania wszystkich czterech władców. W końcu nadszedł czas aby wyruszyć do Ikary. Już miał wychodzić z domu, gdy nagle wyczuł znajomą energię. Była bardzo blisko niego. Odwrócił się. Stał za nim Xar. 
Demon ten był połączeniem wszystkich inteligentnych ras występujących na Grineal. Mimo to wygląd na to nie wskazywał. Miał szarą skórę jak nazowie. Z pleców wyrastały mu cztery dodatkowe odnóża jak u arachnianów. Był okuty w zbroję. Z wyglądu nie posiadał żadnych cech ludzi, diabłów ani azurów. Jedynie postawę miał taką jak ludzie czy ludziom podobni. Jego głowa jednak nie przypominała żadnej rasy. Była to czarna mgła wydobywająca się z ciała. Okryta była kapturem. Na miejscu oczu posiadał dwa świecące, czerwone ślepia, natomiast w miejscu twarzy miał srebrną maskę w kształcie czaszki bez dolnej szczęki.
- Dawno się nie widzieliśmy... - zaczął Xar
- Chcesz mnie zabić? - spytał Kaiton z lekką obawą
- Spokojnie, nie chcę... na razie...
- Więc... czego chcesz?
- Mam do ciebie małą prośbę...
- Co?! Ty?! Prośbę?! Chyba nie myślisz, że ją spełnię?
- Spełnisz, spełnisz. Moja prośba jest taka, wytrenuj syna Gorusa najlepiej jak potrafisz.
- Co?
- Mam już dosyć bezsensownego zabijania cywili. Chcę prawdziwą walkę na śmierć i życie. Chcę dać z siebie wszystko, osiągnąć maksimum, jak podczas walki ze starymi Shadorinami. Wytrenuj go. Stwórz dla mnie godnego przeciwnika. Stwórz dla mnie przeciwnika zdolnego zabić mnie, a może nawet i Thoruka.
- Thoruka?! Chcesz go uwolnić?!
- A myślałeś, że czemu uciekłem z pieczęci?
- Właśnie... Jakim cudem uciekłeś?
- Jakim cudem? Sam nie wiem. Pieczęć zaczęła słabnąć i szkoda by było nie skorzystać z tej okazji. Spokojnie, Thoruk na razie nigdzie się nie wybiera. Przekazałem ci to, co chciałem przekazać. Jeszcze się zobaczymy Kaiton.
Po tych słowach Xar dosłownie rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając po sobie tylko resztki czarnego dymu. Kaiton już nie miał wątpliwości. Musiał przekonać pozostałych władców do pomocy z nadciągającym zagrożeniem. 

niedziela, 11 grudnia 2016

3. Traktat Azurski - część 1

Kaiton po zostawieniu Kolina i Gerana na klifie postanowił zająć się swoimi sprawami. Musiał przygotować się do jutrzejszego spotkania wszystkich czterech władców, tak zwanego Szczytu Grineal. 
Spotkania te odbywały się w ruinach wielkiego miasta - Ikary. Znajdowały się one w samym środku ziemi wspólnych. Była to stolica rasy, która nie należy już do Kraju Czterech, albowiem kraj czterech był nazywany kiedyś Krajem Pięciu. W Ikarze mieszkała rasa zwana nazami. Byli oni podobnej postury co ludzie, diabły, thoeni itp. Nie mieli oni jednak żadnych charakterystycznych cech. Nazywali siebie "rasą idealną". Posiadali szarą skórę, nie mieli żadnych włosów a ich oczy miały czarne białka i złote tęczówki. Duża część z nich została zapieczętowana razem z drugim władcą nazów - Zegirem. Jednak całkowitą zagładę tej rasy przyniósł sto lat później Xar. Wymordował wszystkich na polecenie trzeciego władcy - Thoruka. Przyczyny tego aktu zbrodni przeciwko swojej ludności nadal pozostają nieznane. 
Kaiton cały dzień przygotowywał się do przekonania Lokrosa - władcy azurów, aby ten skreślił pewien punkt w Traktacie Azurskim, jak z resztą podczas każdego poprzedniego szczytu. Traktat ten został podpisany przez wszystkie cztery rasy Grineal. Nazywa się go Azurskim, gdyż to właśnie z ich inicjatywy pierwotnie powstał ten dokument. 
Zanim jeszcze w Grineal pojawili się Ludzie i Diabły, pięcioma wyspami rządzili azurowie. Arachnianowie byli wtedy czymś w rodzaju tubylców. Pewnego dnia jednak do Grineal przybył pewien przedstawiciel thoenów - Kreaton. Przybył on na, jeszcze wtedy, odległe krainy, by stworzyć tam rasę podobną do swojej. Stworzył więc rasę Ludzi oraz rasę Diabłów. 
Azurom jednak nie spodobało się to, co robił. Nie chcieli się oni dzielić swoimi terenami. Twardo stawiali na swoim, do czasu aż rasa nazów masowo nie wyemigrowała na dzisiejsze ziemie wspólne. Azurowie nie mieli zbyt wielkiego wyboru, musieli wycofać się na jedną z wysp. Tak samo zrobili Ludzie oraz Diabły. 
Kreaton i pierwszy władca azurów zawarli pewien pakt, azurowie przekazali sekret władców Kreatonowi. W zamian stwórca Ludzi musiał spełnić pewne warunki. Kreaton stworzył pierwsze pokolenie władców ludzi, diabłów i arachnianów. Był to jeden z warunków paktu. Arachnianowie musieli być pod stałą kontrolą ludzi lub azurów. Nadal byli zbyt prymitywną rasą aby funkcjonować samodzielnie. To właśnie władcy sprawiali, że rasa się rozwijała. 
Nazowie jednak nie próżnowali. Zauważyli oni jak władcy byli tworzeni, więc postanowili sami wybrać swojego władcę. Co za tym idzie zablokowali oni możliwość wyplenienia ich z Grineal. Traktat Azurski zabrania prowadzenia wojny z jakąkolwiek rasą posiadającą władcę. Mimo tego, że chronił nazów, ci początkowo go nie podpisali. Uważali, że nie chcą być w ten sposób ograniczani. Traktat działał tylko na ich korzyść. Sami wielokrotnie próbowali podbić całe Grineal. Co każdy ich wybryk ustanawiano nową wersję tego paktu, który potem nazowie musieli podpisywać. Nie powstrzymywało to ich jednak przed kolejnymi próbami. Ciągnęło się to aż do zabicia przez Xara wszystkich nazów i zapieczętowania ich trzeciego władcy - Thoruka. 

czwartek, 8 grudnia 2016

2. Wrodzona moc - część 6

Słońce znowu uniosło się ponad horyzont. Geran powoli otwierał oczy. Leżał w tym samym miejscu, w którym poprzedniego dnia upadł na ziemię. Czuł się dziwnie. Po wczorajszym wybuchu gniewu Geran zyskał na stałe część mocy, którą dysponował. Usiadł, kładąc ręce na kolana. Zobaczył Kolina ponownie siedzącego na klifie. Ten nie spał. Siedział, patrząc w niebo całą noc, niekiedy wyłapując spadające gwiazdy. 
- Długo tak siedzisz? - Spytał Geran, wstając z gleby
- Od kiedy zasnąłeś. - Odpowiedział Kolin, nawet na niego nie patrząc - Widzę, że nasza walka się opłaciła. W końcu czuję twoją moc. 
- Walka? Ach tak! Wybacz, nie bardzo pamiętam, co się wczoraj wydarzyło, ale od kiedy wstałem dziwnie się czuje. 
- Pewnie czujesz swoją moc. Przy okazji czujesz też moją. 
- Mogę czuć czyjąś moc?
- A myślisz, że jak mój ojciec wiedziałby, że to ja zniszczyłbym drzewo? Wyczułby twoją energię, nawet jeśli byłaby tak mała, jak przed naszą walką. 
- Myślałem, że to jakaś specjalna zdolność, którą posiadają tylko władcy...
- Nie, wyczuć czyjąś moc może każdy, kto podniósł swoją moc ponad poziom zwykłego człowieka. Ponadto odkryłem, że im większą ma się moc, tym dokładniej możesz określić czyjąś moc. Teraz prawdopodobnie czujesz ode mnie bardzo stłumioną energię. Jak już się wyrobisz, będziesz czuł ją bardziej dokładnie. 
- Dobra, to teraz mi powiedz jak mam uwolnić energię. Mówiłeś, że to naturalne ale możesz mi chyba powiedzieć, jak ty to robisz.
- Hmm... Z tego co zauważyłem u siebie, uwolnić energię można skupiając się na czymś, w co chcesz ją nakierować. Spróbujmy! Stań tam i skup się na drzewie.
Jak powiedział Kolin tak Geran zrobił. Stanął w wyznaczonym miejscu i skupił całą swoją uwagę na drzewie. Myślał tylko o jego zniszczeniu. Nic innego się na tę chwilę nie liczyło. Czuł, że jego energia rośnie. Wokół jego ciała pojawią się aura. Fale mocy szły od jego stóp do głowy. W końcu ruszył z niesamowitą prędkością w stronę drzewa. Uderzył z całej siły, wyzwalając całą zebraną energię. Cios nie zniszczył drzewa. Przełamał jednak korę i trochę je uszkodził. 
- Jesteś na dobrej drodze. - powiedział Kolin - Potrafisz już wyprowadzić dobry cios. Teraz problem polega tylko na twojej mocy. Jest jej za mało.
- Więc co mam zrobić? Znowu się wściec?
- Nie mamy czasu na poważniejszy trening, więc wściec się to jedyne rozwiązanie.
- To na co czekasz? Zdenerwuj mnie! Dawaj, walczmy jeszcze raz!
- To nie takie proste. Nie mogę cię wkurzyć gdy tego chcesz. Chociaż w sumie...
- Co? Wymyśliłeś jak mnie wkurzyć?
Kolin nawet nie odpowiedział. Od razu uderzył Gerana w twarz. 
- Hej! - krzyknął Geran - Za co to było?
- Chcesz się wkurzyć? Nic tak nie pobudza złości jak atak znienacka. Na co czekasz? Spróbuj się obronić. Teraz masz na nią większe szanse.
Kolin atakował dalej. Wykonał kilka ciosów w głowę i w brzuch. Geran może i posiadał większą moc niż wcześniej, ale jego zdolności walki pozostawały wiele do życzenia. Każdy cios Kolina był trafiony, po ostatnim z serii Geran upadł, wyrwał trochę trawy po czym próbował wstać. Nie udało mu się. Podczas wstawania Kolin kopnął go w brzuch. Geran upadł na plecy. Jego rany nie były zbyt mocne. Kolin mimo że go atakował, nie uwolnił swojej mocy. 
Kolin chwycił Gerana za ubranie i go podniósł. 
- I ty chcesz się uczyć u mojego ojca? - krzyknął - Ty chcesz zostać egzekutorem? 
- Nigdy nie... twierdziłem... że chcę... zostać... - Geran ledwo mógł wydusić z siebie te słowa 
- Nie? To po co się szkolisz? Żeby ojciec był z ciebie dumny? Twój ojciec ma cię gdzieś! Opuścił cię. Cała twoja rodzina cię opuściła. Zostałeś sam. 
- Nie mów... Tak... O mojej... rodzinie... - Energia Gerana się wzburzała
- Co tam mówisz?
- Nigdy więcej... Nie mów tak... O mojej rodzinie!
Krzycząc to, Geran wyzwolił z siebie więcej energii niż kiedykolwiek. Jego moc aż odepchnęła trzymającego go Kolina. Aura wokół Gerana była wielka. Dokładnie o coś takiego przez cały czas chodziło Kolinowi. Szybko pobiegł w odpowiednie miejsce i sam uwolnił swoją energię. Geran cały czas zwiększał swoją moc. Jego wściekłość narastała. 
W pewnym momencie Geran ruszył z niesamowitą prędkością w kierunku Kolina. Wymierzył ku niemu cios. Włożył w to uderzenie całą swoją energię. Kolin zajął idealną pozycję, ale mimo to ledwo uniknął ataku. Jego plan jednak się powiódł. Geran rozpędził się do takiego stopnia, że uderzył też drzewo stojące za Kolinem. To samo drzewo, które miał zniszczyć w ciągu trzech dni. Złamało się. Uderzenie było tak silne, że dosłownie wyrwało trzon z pnia. Spadło ono w dół klifu. 
- Ty cwany lisie... - powiedział wyczerpany Geran, śmiejąc się z sytuacji - Taki był twój plan?
- Nie, - odrzekł również nieco wyczerpany Kolin - mój plan powiódłby się wczoraj, gdybyś nad sobą zapanował.
- Ha! widziałeś ten cios? Miałeś szczęście, że cię nie trafiłem.
- Nie szczęście, a umiejętności. Pamiętaj, że musisz się jeszcze wiele nauczyć. Między innymi jak wyprowadzać ciosy tak żeby trafić przeciwnika. 
Geran uśmiechnął się. Popatrzył w stronę morza. 
- Tak czy inaczej wracajmy. Jestem głodny a mam już dosyć zasady "zjesz to co zdobędziesz".
- Chyba raczej co ja zdobędę.
Kłócili i dogryzali sobie jeszcze długi czas podczas powrotu do domu. Moc Gerana była większa, ale jeszcze daleko jej było do poziomu Kolina. Nie mogli się doczekać powrotu do domu, zjedzenia porządnej kolacji, wyspania w wygodnym łóżku...


Koniec rozdziału drugiego, Wrodzonej mocy. Początek następnego rozdziału jak zwykle w niedzielę.

niedziela, 4 grudnia 2016

2. Wrodzona moc - część 5

Do końca dnia Kolin był zły na Gerana. Nie odzywał się do niego przez większość czasu. Rzekł tylko kilka słów, dając mu do jedzenia kawałek upolowanego niedźwiedzia. 
- Najedz się, - powiedział Kolin - ostatni raz daję ci jedzenie.
- Co? Nie żartuj. 
- Nie dostaniesz ode mnie jedzenia dopóki nie rozwalisz tego głupiego drzewa.
Geran zdziwił się. Nie spodziewał się takich konsekwencji po wypadku z jeleniem. Kolin postanowił być bardziej konsekwentny wobec niego. Uważał, że jeśli tego nie zrobi, Geran nigdy nie zniszczy drzewa. 
Geran wstał i odszedł od ogniska. Stanął przy drzewie. Położył na nim rękę. Zastanawiał się, jak ma zwiększyć swoją moc. Zaczął uderzać w drzewo. Walił w nie ze wściekłością. Nic to jednak nie dawało. 
- Daj spokój! - powiedział Kolin - Mówiłem ci, zwykłym uderzaniem wiele nie zdziałasz.
- Och zamknij się! - krzyknął Geran - Tylko byś narzekał ale poradzić mi coś to już nie poradzisz. 
- Nie mam co ci radzić.
- A ty? Niby jak zwiększałeś swoją moc? Nie wierzę w to, że miałeś taką moc od urodzenia.
- Była na pewno większa niż twoja w tej chwili. Jestem synem władcy. Odziedziczyłem po nim część mocy. Poza tym zwiększałem ją poprzez walkę z ojcem. Kompletnie mi nie szło, ale przynajmniej ilość energii rosła. 
- Skoro tak, może my też powinniśmy walczyć?
- Może i tak.
Geran i Kolin stanęli zwróceni ku sobie, kilka metrów od siebie, pomiędzy ogniskiem a drzewem, które ma zostać zniszczone. Geran ruszył w kierunku Kolina. Wyprowadził cios z prawej strony. Kolin uniknął go bez większych problemów. Jego długie, ciemne włosy spięte w kitę zafalowały w powietrzu. Następny cios Gerana był z lewej strony. Atak ponownie był nietrafiony. Wyprowadził jeszcze jeden atak. Tym razem Kolin nie uniknął go, a złapał Gerana za pięść. 
- Z taką mocą atakujesz to drzewo? - Spytał Kolin - Nie powinienem się dziwić, że nic nie możesz zrobić.
- Zamknij się!
Geran zaatakował drugą pięścią. Kolin ponownie złapał pięść, tym razem drugą ręką. Ręce Gerana były proste, Kolina natomiast skrzyżowane. Syn Kaitona jednym ruchem zmienił tą pozycję. Zadał ból Geranowi. Następnie wykopał go dwa metry do przodu. 
Geran czuł wściekłość. Czuł, jak coś się w nim gotuje. Wokół niego pojawiła się aura. Była ona większa i jaśniejsza nawet od aury Kolina. 
-Świetnie! - krzyknął Kolin - Masz moc! Teraz pospiesz się i rozwal to drzewo!
Geran nie posłuchał. Emocje przejęły nad nim kontrolę. Ruszył na Kolina z niewiarygodną prędkością. Uderzył go w lewy policzek. Cios był tak silny, że Kolin opadł na ziemię, kilka metrów dalej. Aura Gerana zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Syn Gorusa dał upust wściekłości i włożył całą swoją moc w ten jeden cios. Kolin wstał.
- Ty idioto! Czemu nie zniszczyłeś drzewa?!
Geran nie odpowiedział. Opadł z sił. Był tak zmęczony, że natychmiastowo zasnął. Słońce już zaszło. Jedyne co pozostało Kolinowi to patrzenie w gwiazdy i przeczekanie bólu, jaki zadał mu Geran. 



Przepraszam za obsuwę, prawie zapomniałem, że dzisiaj niedziela. Poza tym przed chwilą wróciłem z kina z "Fantastycznych zwierząt...". Całkiem fajne ;)

czwartek, 1 grudnia 2016

2. Wrodzona moc - część 4

Słońce było na niebie już od kilku godzin. Geran zaczynał się budzić. Podniósł się z ziemi i usiadł. Rozejrzał się swoim zaspanym wzrokiem szukając Kolina. Ten siedział nad klifem. Patrzył, zamyślony w morze. Obserwował fale uderzające w skały, które niegdyś były częścią klifu.
- O czym tak myślisz? - Spytał zaspany Geran
- O czym myślę? Myślę o tym wszystkim. O moim ojcu. O egzekutorach. O tym do czego to wszystko zmierza. Świat nie ogranicza się tylko do Grineal, a mój ojciec nie widzi świata poza tymi pięcioma wyspami. Wszystko co go obchodzi znajduje się tutaj. Nie szkolę się po to, aby zostać egzekutorem. Wiesz dlaczego? Bo oni stacjonują tylko na tych pięciu przeklętych wyspach. Chcę się tylko wyszkolić. Po treningu wyjadę przy pierwszej okazji.
- Widzę, że już masz plan na to wszystko. Gdzie chcesz wyjechać?
- Nie wiem jeszcze. Pewnie wybiorę się na statek prosto na kontynent. Ludzie aż tak nie różnią się od Thoenów. Kto wie, może się tam nauczę czegoś nowego. - Kolin wstał - Przepraszam, zawsze budzę się wcześnie rano i tylko siedzę i rozmyślam o rzeczach, na które i tak nie mam wpływu.
Dzień zapowiadał się pięknie. Na niebie nie było ani jednej chmury. Kolin znowu chciał coś upolować. Zatrzymał go jednak Geran.
- Zaczekaj! - powiedział
- Co? Nie widzisz że chcę zdobyć dla nas jakieś żarcie?
- Mogę iść z tobą?
- Co?! A niby czemu miałbyś ze mną iść? Z twoją mocą i tak mi się nie przydasz.
- Pomyślałem, że mógłbym się czegoś nauczyć, obserwując cię. Może zauważę coś, co pomoże mi uwolnić trochę mocy.
- Nie zdobędziesz mocy tylko patrząc.
- Nie zdobędę też mocy waląc w to drzewo bez sensu.
- Ech... Jak chcesz. Możesz iść. Tylko postaraj się mi nie przeszkadzać.
Szli już kilka minut wgłąb lasu. Wspięli się na górkę, na której było kilka drzew. Kolin wskoczył na gałąź jednego z nich, aby mieć lepszy widok na teren. Rozejrzał się w lewo, w prawo i zauważył piękny okaz jelenia. Wytworzył miecz ze swojej energii. Przeszedł po gałęziach kilka metrów. Zbliżył się do zwierzyny na zasięg nie większy niż 5 metrów. Uważał, aby nie spłoszyć celu. Skoczył. Miecz był skierowany ostrzem do dołu, aby wbiło się w kark jelenia.
W momencie skoku Kolina Geran niechcący złamał gałąź leżącą na ziemi swoim krokiem. Jeleń podniósł głowę. Spadający Kolin wiedział już, że nie upoluje go tym jednym ciosem. Spadł na ziemię uginając kolana. Miecz zaczepił się o poroże. Zwierze automatycznie się spłoszyło i uciekło. Miecz Kolina rozpłynął się w powietrzu. Syn Kaitona strasznie się zdenerwował na Gerana.
- Wiesz co? - rzekł Kolin, głosem pełnym pretensji - Może to już czas, byś wrócił do swojego drzewa?
- Przepraszam. - odpowiedział Geran z nutką strachu w głosie, odwracając wzrok od złowieszczych oczu Kolina, które pod wpływem złości stały się jeszcze bardziej przerażające - To już się nie powtórzy.
- Mam nadzieję...
 Szli dalej w nieco bardziej ponurej atmosferze.
Następne zwierze jakie zauważyli, to niedźwiedź. Spał on przy wejściu do jaskini.
- Jeśli element zaskoczenia będzie po naszej stronie - pomyślał Kaiton - powinniśmy go zabić.
Kaiton zmaterializował ponownie swój miecz. Podkradł się do niedźwiedzia. Geran patrzył uważnie zza przewróconego pnia. Rozległ się ponownie odgłos łamanej gałęzi. Tym razem to Kaiton nie stąpał uważnie. Na jego nieszczęście zrobił to zbyt blisko niedźwiedzia. Bestia obudziła się, stanęła na tylnych łapach i zaryczała na Kaitona. Młody myśliwy jednak nie okazywał przerażenia. Uwolnił swoją energię, tworząc wokół siebie aurę. Wykonał potężny cios w brzuch niedźwiedzia. Bestia została przesunięta o półtora metra, po czym przewróciła się. Wtedy Kaiton skoczył na nią w podobny sposób jak na jelenia. Przebił mieczem szyję niedźwiedzia. Była to jego największa zdobycz w życiu. Razem z Geranem wzięli ją do ich "obozowiska". Atmosfera między nimi nadal była ponura, ale już w mniejszym stopniu niż poprzednio.

niedziela, 27 listopada 2016

2. Wrodzona moc - część 3

- Nie mogę uwierzyć, że utknąłem tu razem z tobą - Powiedział zdenerwowanym głosem Kolin - Słońce już zachodzi a ty nawet nie zrobiłeś wgniecenia w tym drzewie.
- Może zamiast narzekać poradziłbyś mi coś? Na przykład jak mam wydobyć moc?
- To tak jakbyś spytał jak masz się załatwić. To przychodzi naturalnie, nie wiem jak mam ci to wytłumaczyć. 
Geran był już zmęczony waleniem w drzewo. Zażył nasiono kretony by uleczyć rany na ręce. 
- Przydałoby się znaleźć jakieś jedzenie. - rzekł Geran, któremu zaburczało w brzuchu.
- Nawet nie myśl, że będę jeszcze dla ciebie polował. Nie ma mowy. Idę upolować coś dla siebie. Ty poszukaj sobie jakichś owoców czy czegoś. 
Kolin wyruszył na polowanie. Uwolnił swoją aurę, zmaterializował swoje ostrze i wbiegł wgłąb lasu. Geran został sam. Chciał zrobić ognisko, gdyż robiło się ciemno. Wziął trochę gałązek z ziemi i próbował rozpalić ogień. Raz za pomocą kamieni. Drugi raz za pomocą kręcenia patykiem. Wszystkie próby były bezskuteczne. Słońce znajdowało się już w połowie za horyzontem, tworząc przy tym jeszcze bardziej niesamowity widok. Geran był zły. Zły na siebie. Był wściekły że nic mu nie wychodziło. Mimo że nie był tego świadom, jego moc nieznacznie rosła. Wokół jego zaciśniętej pięści pojawiła się rzadka aura. Rozproszyła się jednak przez powrót Kolina. 
Polowanie można było uznać za udane. Udało mu się upolować dwie mewy, jelenia i krokusina. Ten ostatni to mały gryzoń, który potrafi kamuflować się wśród roślin. Najlepiej mu to wychodzi wśród kwiatów krokusa, stąd jego nazwa. 
- A ty co? - Spytał złym tonem Kolin - Nawet ogniska nie potrafisz rozpalić? Patrz jak to się robi.
Kolin położył na ziemi swoje zdobycze. Zmaterializował trochę swojej energii w pocisk, po czym wystrzelił go w kupkę gałęzi. Zapalił się ogień. Geran zrozumiał jak bardzo jest za Kolinem w tyle i że nie warto się z nim kłócić.
Słońce zaszło. Syn Kaitona smażył upolowaną mewę na rożnie z grubszych gałęzi. Geran siedział skulony pod drzewem, które miał zniszczyć. Było mu zimno. Nie siedział przy ognisku. Uważał że na nie nie zasłużył. Kolin jednak nie był wytrwały w tym co powiedział. Zrobiło mu się trochę żal Gerana. Zaproponował mu przy przysiądnięcie się. Geran jednak odmówił. Syn Gorusa nie mógł jednak patrzeć jak Kolin je swoją zdobycz. Burczało mu w brzuchu, a nasionami kretony się nie naje. 
- Chyba jednak się przysiądę - powiedział podchodząc do ogniska
- Jak chcesz
- Mogę kawałek? Cały dzień jadłem tylko te nasiona...
- Trzymaj - Powiedział odrywając nóżkę i podając ją Geranowi
- Dzięki
Geran ugryzł pysznie wyglądającą nogę. Była przepyszna. Z głodu jednak nie mógł się nacieszyć zbyt długo smakiem. Zjadł ją zbyt szybko. 
Po chwili pogawędki między chłopcami Geran spytał Kolina:
- To jak? Naprawdę nie masz jak mi doradzić jak uwolnić moc? Naprawdę nie masz żadnego pomysłu jak ją zwiększyć?
- Być może jest pewien sposób w jaki prawie zawsze zyskasz przypływ mocy.
- Serio? - Spytał podniecony Geran - Mów! Mów szybko! Co to?!
- Uspokój się! Zwiększyć moc poza treningiem można w jeden sposób. Muszą na ciebie oddziaływać silne emocje, najlepiej negatywne. Jeszcze nie słyszałem o kimś, kto osiągnął jakąś niesamowitą moc w stanie euforii. Być może istnieją jeszcze inne sposoby, jednak na tę chwilę przychodzi mi na myśl tylko to.
- Negatywne emocje, tak? No cóż, będzie ciężko. Tak czy inaczej dzięki za pomoc.
- Nie ma sprawy.
Po zjedzeniu swoich posiłków młodzi adepci znaleźli w miarę wygodne miejsca i poszli spać.
Tak zakończył się pierwszy dzień treningu Gerana.

czwartek, 24 listopada 2016

2. Wrodzona moc - część 2

Geran wstał już o wschodzie słońca. Nie mógł się doczekać treningu. Umył się i zjadł syte śniadanie. Następnie wyszedł na ogród, gdzie czekał już Kaiton i pewien młody chłopak. 
- Geran! - Krzyknął Kaiton - Chyba się jeszcze nie poznaliście, to jest mój syn Kolin. Kolin! - zwrócił się do syna - Poznaj Gerana. Jest synem mojego dawnego ucznia Gorusa.
- Miło mi - powiedział Geran.
- Jasne... - odpowiedział suchym tonem Kolin. 
- Więc... Zaczynajmy trening! - powiedział Kaiton - Geran, czy ojciec nauczył cię jakichś podstaw korzystania z energii?
- Niestety nie umiem nic a nic - zawstydził się Geran
- Ha! - zaśmiał sie Kolin - Ja już potrafię miotać własnymi pociskami energii. Niepotrzebnie się martwiłem. 
- Kolin!
- Przepraszam tato, to było nie na miejscu.
- Geran, skoro nie znasz podstaw korzystania z energii, zgaduję, że twoja siła jest na poziomie zwykłego czternastolatka. Widzę jednak w tobie potencjał. Masz wrodzoną moc. Trzeba ją tylko wydostać na zewnątrz. Chodź ze mną, pokażę ci coś. 
Dwóch uczniów poszło za Kaitonem najbardziej zarośniętą ścieżką w ogrodzie. Kolin już się domyślał, gdzie jego ojciec chce zabrać Gerana. Syn Gorusa czuł niepokój. Szli już kilkadziesiąt minut. Było pewne, że już nie są na terenie domu władcy ludzkości. 
W końcu doszli do swojego celu. Był to szczyt klifu. Widok na morze był niesamowity. Nad klifem były trzy złamane pnie i kilka żywych drzew. 
- W tym miejscu - rzekł Kaiton - zaczynał się trening każdego mojego ucznia. W miejscu złamanych pni stały kiedyś drzewa. Na tym polega twoje zadanie, Geran. Musisz obudzić w sobie wrodzoną moc. Musisz skupić ją w swojej pięści, a następnie uderzyć w jedno z drzew tak, aby je złamać. Gdy to zrobisz, będziesz już miał nieco większy zasób energii, i wiedzę w jaki sposób ją ukierunkować. 
- Jasne,  poradzę sobie - odrzekł Geran
Tak naprawdę to było kłamstwo. Geran kompletnie nie wiedział, jak ma się do tego zabrać. Spróbował więc po prostu uderzyć w drzewo z całej siły. Myślał że skoro ma wrodzoną moc to pójdzie jak z płatka. Jakże się mylił. Drzewo cały czas stało w miejscu a jedyne co zyskał Geran, to ból ręki. 
- Ale z ciebie słabiak! - krzyknął Kolin
- Zamknij się!
- Geran, - rzekł Kaiton przerywając im kłótnię - zwykłym uderzeniem bez jakiegokolwiek użycia energii nigdy nie złamiesz drzewa. Zrobimy tak: Masz trzy dni na złamanie tego drzewa. Jednakże dopóki go nie złamiesz, nie ruszysz się z tego klifu. 
- Co?!
- Masz tu nasiona pewniej rośliny, kretony. Zjedz jedno a twoje rany się zasklepią. No może oprócz ran miłosnych... Zażyj je dopiero gdy twoja ręka zacznie krwawić od nieudanych prób. Jeśli chodzi o jedzenie to masz wolną rękę. To całkiem dzikie tereny. Masz dużo zwierzyny. Tylko nie jedz nasion z głodu. Nie mają żadnych wartości odżywczych, więc się nimi nie najesz. Ja wracam, oprócz szkolenia was mam jeszcze swoje obowiązki. 
- Frajer - zaśmiał się Kolin.
- Zostajesz razem z nim.
- Co?! - powiedzieli obydwaj uczniowie w tym samym momencie.
- To co usłyszeliście. Dopóki Geran nie złamie tego drzewa, żaden z was nie ma prawa wrócić do domu. Ja idę. I jeszcze jedno. Kolin, nawet nie myśl o złamaniu tego drzewa samemu. Rozpoznam, czy to Geran złamał drzewo po jego ilości mocy. Do zobaczenia za trzy dni. 
Kaiton odszedł w głąb lasu.

niedziela, 20 listopada 2016

2. Wrodzona moc - część 1

- Synu - Rzekł Gorus - pamiętaj, kochamy cię, kochaliśmy i będziemy kochać. Przedyskutowaliśmy sporo z mamą. Zostaniesz w Grineal pod opieką Kaitona. Rób wszystko co ci powie. Kiedyś też dorastałem pod jego dachem i wyszedłem na ludzi.
- Polemizowałabym... - wtrąciła się Lisa
- Bardzo śmieszne Lisa - zwrócił się do żony - Geran. Nie wiem kiedy ale wrócimy do Kraju Czterech. Gdy już się zobaczymy, masz być niesamowitym wojownikiem.
- Spokojnie tato - odpowiedział Geran - Będę lepszym wojownikiem niż mógłbyś sobie wyobrazić!
Gorus wstał. Uśmiechnął się dumnie do swojego syna i rzekł:
- Mam taką nadzieję, nie zawiedź mnie. Do zobaczenia synu - powiedział kładąc dłoń na jego ramieniu.
Gorus i Lisa po długich pożegnaniach w końcu wsiedli na swój statek. Płynęli oni na zachód, do kraju położonego na zachodnim kontynencie - Thoenu. Mieszkają tam istoty podobne do ludzi. Jednak są o wiele od nich potężniejsze. Nazywają siebie Thoenami. Od ludzi różnią się tylko kolorem skóry - jest on nieco ciemniejszy od skóry człowieka. Ich włosy prawie zawsze są czarne. Thoeni posiadają też inny kolor oczu niż ludzie. Ich tęczówki są jasnoniebieskie. Są jednak pewne przypadki, gdy kolor jest inny.
Pod wpływem pewnych wydarzeń z przeszłości, kraj Thoenów został podzielony na północny i południowy. W górnej jego części mieszkańcy mogli czuć się swobodnie. Panował tam ustrój typowo republikański. Natomiast Thoen południowy został krajem militarnym, silnie współdziałającym z południowym sąsiadem, Abysinem. Mieszkańcy północy pamiętają jeszcze czasy niekończących się wojen, przez co nie darzą ich sympatią.
Kaiton wrócił razem z Geranem do domu. Budynek wyglądał bardziej jak świątynia lub klasztor. W głównej sali mieścił się tron na którym zwykle powinien zasiadać władca. Kaiton jednak nie potrafi usiedzieć na nim więcej niż 15 minut. Było to dla niego zbyt nudne. W lewym skrzydle domu znajdują się wszystkie pomieszczenia służby, czyli Kuchnie, składziki, warsztaty itp. W prawym skrzydle znajdowała się wielka sala biesiadna i schody na piętro, na którym to mieściły się wszystkie pokoje sypialniane. Z dwóch stron tronu Kaitona były wyjścia na ogród.
Geran myślał że zaraz się tu zgubi. Kaiton jednak szybko uświadomił Gerana, że rozmieszczenie pomieszczeń jest proste i łatwo się połapać. Odwiesił swój biały płaszcz władcy, poprawił swoją zaczesaną do tyłu, jasną fryzurę i oprowadził go po domu. Pokazał mu lewe i prawe skrzydło. Na końcu dał mu jedną z wolnych sypialni. Weszli do nowego pokoju Gerana.
- I jak się podoba chata? - spytał Kaiton
- Super! Naprawdę mi się podoba.
- Cieszę się. Możesz sobie ten pokój urządzić jak chcesz. Resztę dnia masz wolną. Radzę ci się porządnie najeść i wyspać. Jutro zaczynamy nasz trening.

czwartek, 17 listopada 2016

1. Prolog - część 4

Kilka dni później Lisa wraz z Mariusem wyszła ze szpitala bez większych problemów. Wróciła do domu. Gorus, Geran i Tron już na nią czekali. 
- Wreszcie jesteś - Rzekł Gorus – Zaczynało nam ciebie brakować.
- O mój boże! - Lisa zauważyła wielką bliznę na ciele Gorusa – Co ci się stało?! 
- Pewne... Komplikacje w odzyskaniu Trona
- Co? - Zauważyła bliznę na głowie niemowlaka – Jego też pozwoliłeś zranić?! Jesteś strasznie nieodpowiedzialny! Nie mogę uwierzyć, że za ciebie wyszłam!
- Przestańcie się kłócić! - Wtrącił się Geran – Obudzicie dzieci!
Lisa chciała mu odpowiedzieć, jednak przerwało im pukanie do drzwi. Gorus podszedł do nich i je otworzył. Za drzwiami stało kilku egzekutorów ze zmaterializowanymi broniami w rękach. Gorus nie miał siły z nimi walczyć.
- Pewnie są tu – pomyślał Gorus - żeby zabić mnie, albo co gorsza Lisę i dzieciaki.
- Spokojnie, nie zrobią ci krzywdy...
- Zaraz - Powiedział Gorus - Ja znam ten głos.
Zza egzekutorów wyłoniła się znana Gorusowi, Lisie, jak i wszystkim tu obecnym (no może poza niemowlakami) postać. Był to sam Kaiton - Władca ludzi. 
- Możemy pogadać w środku? - Spytał Kaiton
- Bez Egzekutorów
- Zgoda
Kaiton wszedł do domu. Egzekutorzy pilnowali drzwi.
- Witaj Lisa. Gorus, mam do ciebie sprawę niecierpiącą zwłoki
- Oczywiście. Lisa, weź dzieci do pokoju, musimy to omówić w cztery oczy.
Lisa wzięła dzieci i poszła z nimi do sypialni. Położyła śpiącego Trona i Mariusa na wygodnym łóżku, po czym czekała z Geranem aż Gorus skończy rozmowę.
- O co chodzi? - Spytał Gorus
- Zabiłeś dowódcę egzekutorów prawda?
- Tak – Powiedział po chwili Gorus – to on mnie tak urządził
Pokazał Kaitonowi bliznę.
- Nie wygląda to za ciekawie, tak czy inaczej gdy uciekłeś, ktoś podrzucił ten liścik pod uciętą przez ciebie głowę. Ten kto to zrobił musiał być bardzo szybki. Od twojej ucieczki z piwnicy do wparowania oddziału egzekutorów minęło zaledwie kilka sekund.
- Pokaż mi ten papier
Gdy Gorus przeczytał list, zaniepokoił się.
- Kim jest X? Byłem kiedyś egzekutorem ale nie wiem o kogo może chodzić. Jeśli go szukacie, niestety ja wam nie pomogę.
- Mamy pewne podejrzenia kim może być X.
- Słucham. Nie dlatego że chcę pomóc egzekutorom, nie myśl sobie. Skoro już zacząłeś ten temat to go skończ.
- Niesamowita szybkość, naprowadzanie na ciebie, ktoś chce cię dopaść. Nasze podejrzenia wskazują na to, że tym kimś jest osoba, a raczej demon, twór znany pod imieniem Xar.
- Dobre sobie. Przecież Xar jest zapieczętowany razem z Thorukiem. Niby jak by się wydostał.
- Tego nie wiem, ale jeśli to prawda, to nie tylko ty jesteś zagrożony. Xar może polować też na twoich synów, ze względu na... dar w twojej rodzinie.
- Jeśli będzie trzeba obronie ich.
- Proszę cię. Nie twierdze że jesteś słaby, ale gdyby twój przeciwnik nie zranił przypadkiem dziecka, nie pokonałbyś go. A co dopiero walka z Xarem. Przecież to już zupełnie inna półka.
- Więc... Co proponujesz?
- Nadal jesteś ścigany przez prawo za uratowanie swojego skazanego na śmierć syna, o zabiciu dowódcy egzekutorów nie wspominając. Mimo, że jestem władcą niewiele mogę zrobić. Traktat Azurski... Sam rozumiesz.
- Niestety tak. Co więc proponujesz?
- Wiem, że chcesz uciec razem z rodziną z Grineal. Moja propozycja jest taka – pozwolę ci uciec, razem z Lisą i niemowlakami. Chcę jednak aby Geran został i był pod moją opieką.
- Co?! Ja mam się zgodzić na coś takiego?!
- Spokojnie. Jeśli się zgodzisz, wyszkolę go na wspaniałego wojownika tak jak kiedyś ciebie. W jego jak i twoich żyłach płynie krew walki. Macie większy przyrost mocy niż większość ludzi. Poza tym gdy tylko go zobaczyłem, wiedziałem że ma potencjał.
- Chcesz go wyszkolić do walki z Xarem prawda? A co z tobą? Co z innymi władcami? Czy wasza wielka moc nie może pokonać Xara?
- Przekonanie innych, że Xar wyrwał się z pieczęci będzie ciężkie. Poza tym gdybyśmy dali radę ko pokonać naszą "wielką mocą", nie musielibyśmy go pieczętować.
- A co z nami? Geran zostanie pod twoją opieką a my? Sam stwierdziłeś, że nie mam z nim szans. 
- Jeśli Xar uciekł z pieczęci to na pewno będzie chciał uwolnić Thoruka. Wszystko czego by potrzebował znajduje się w Grineal. Jeśli uciekniecie, tylko zejdziecie mu z drogi, i przy okazji uratujecie swoje istnienia. Geran będzie bezpieczny, o to się nie martw. To jak, przekonałem cię?
- Mnie tak, gorzej będzie z Lisą...






Jest to ostatnia część Prologu. Już w niedzielę zostanie opublikowany kolejny rozdział.

niedziela, 13 listopada 2016

1. Prolog - część 3

Gorus doskonale wiedział gdzie szukać egzekutorów. Przed kilkoma laty sam był jednym z nich. Jednakże pewnego dnia odkrył coś, co zmieniło jego poglądy. Gdy zmarł Geran – Jego ojciec, Gorus chciał sprzątnąć jego biuro. Sprzątając natknął się na pewne dokumenty. Nigdy wcześniej ich nie widział. Gdy otarł je z kurzu, zobaczył na nich pieczęć używaną przez klinikę. Otworzył je. Gdy je przeczytał, nie wiedział co powiedzieć. Geran, ojciec Gorusa, miał brata bliźniaka. Brata, którego zabili egzekutorzy. Gorus jako jeden z nich nigdy nie pomyślał o tym jak mogą czuć się osoby, których dzieci zostają zamordowane. Wiedział że matka jego ojca musiała czuć się okropnie z tego powodu. Właśnie wtedy Gorus postanowił, że odejdzie z egzekutorów. Ku czci Gerana poprzysiągł też nazwać swojego pierwszego syna jego imieniem.
Gorus biegł w dół schodów do piwnicy medycznej. Chwycił za klamkę. Nie zdołał otworzyć drzwi. Coś go obezwładniło. Nałożono na niego ciemny worek. Prowadzony przez napastników wszedł do piwnicy. Przywiązano go do krzesła i zdjęto worek. Jego oczom ukazał się główny dowódca egzekutorów oraz wielki stół. Na stole leżał mały Tron.
- Witaj Gorus - rzekł dowódca - Dawno żeśmy się nie widzieli.
- Czego ode mnie chcesz? - Spytał wściekły Gorus.
- Jak to czego? Wiesz jak bardzo mnie wkurzyłeś gdy odszedłeś z egzekutorów? Jeden z najbardziej utalentowanych zabójców. Zabijałeś bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. I co? I odszedłeś bo znalazłeś jakiś papier po ojcu.
- Egzekutorzy to tylko pieski które zabijają za odpowiednią cenę! Was nie obchodzą konsekwencję waszych czynów. Was obchodzą tylko pieniądze.
- I co z tego? Nie zmienisz tego jak to funkcjonuje. Płacą nam za to że zabijamy. Zabijanie bliźniaków-noworodków należy do naszych obowiązków. Wiesz przecież jak to działa.
Gorus wściekł się. Jego energia rosła. Wokół niego zaczęła się pojawiać dziwna, nietypowa aura. Gdy inni wojownicy uwalniają swoją moc, również pojawia się aura. Jednak aura Gorusa była inna. Jego moc była tak wielka, że zaczęła się materializować w formie spiralnej, jasnoniebieskiej wiązki otaczającej jego ciało. Taka energia jednak nie mogła być osiągnięta przez każdego. Trzeba spełnić pewne wymagania aby to osiągnąć. Poza tym tylko co drugie pokolenie mogło uzyskać taką moc. Ze względu na rzadkość pojawiania się tego zjawiska nawet wśród najlepszych wojowników, nazwano to formą Astralną.
Z taką potęgą Gorus mógł bez problemu przerwać linę własną siłą. Na jego twarzy był spokój. Jednak w środku płonął nienawiścią. Wstał. W błyskawicznym tempie zmaterializował ze swojej energii dwa miecze. Chwycił je i przebił głowy egzekutorów, którzy go przywiązali. Nawet na nich nie spojrzał. Jego wzrok był skierowany ku swojemu dawnemu dowódcy. Ten widząc tę scenę również uwolnił swoją energię, zmaterializował z niej swój miecz. Zaczęli walkę. Ruchy ich mieczy były tak szybkie że ledwo można było je dostrzec. Dowódca egzekutorów idealnie blokował ataki Gorusa. W pewnym momencie ojciec niemowlaka nie zdołał zablokować ataku. Zyskał ogromną ranę na klatce piersiowej. Dodatkowo został odepchnięty kopnięciem w stronę ściany. Ledwo mógł się pozbierać. 
- Zaniedbałeś trening, Gorus. – rzekł arogancko dowódca egzekutorów – Teraz nie pokonasz mnie nawet w formie Astralnej.
Gorus spojrzał na stół. Potężne cięcie które go zraniło, trafiło również Trona. Dzieciątko miało ranę ciętą nad prawą stroną czoła. Widząc to Gorus stał się jeszcze bardziej wściekły, a tym samym zyskał jeszcze więcej mocy. Zaczął poruszać się tak szybko, że zniknął z pola widzenia przeciwnika. Krótko po tym jednym płynnym ruchem odciął mu głowę. 
Uspokoił się. Na jakiś czas zatamował krwawienie płaszczem poległego dowódcy, oraz wyrwał z niego rękaw, by zakryć ranę Trona. Wziął syna na ręce. Uspokajał jego płacz. Słyszał, że zbliżają się następni. Wystrzelił pociskiem z resztek swojej energii w sufit. Wyskoczył z niego i uciekł. Egzekutorzy, znaleźli tylko ciało ich dowódcy. Chcieli je przenieść, pochować. Prawie wszyscy wyszli z piwnicy. Jeden został. Pod leżącą głową dowódcy znalazł zakrwawiony liścik. Przeczytał go. 
- "Śmierć waszego dowódcy to robota niejakiego Gorusa. Zrobił to, by uratować skazanego na śmierć bliźniaka. Możecie z nim zrobić co zechcecie. Wasz zaufany przyjaciel X...". Cholerna krew. Kim może być X? Nigdy o nim nie słyszałem. No nic. Pójdę złożyć raport... komuś.

czwartek, 10 listopada 2016

1. Prolog - część 2

- Jak myślisz – Spytał Gorus – będziesz miał siostrę czy brata?
- Oby brata – Odpowiedział Geran – będę mógł go wtedy drażnić ile chcę.
- Tak – Zaśmiał się Gorus – tylko poczekaj aż troche podrośnie.
Z pokoju dobiegł głośny krzyk zwiastujący narodzenie się dziecka. Po chwili zastąpił go płacz noworodka. Lekarze byli zdziwieni. To nie był koniec. Lisa – bo tak miała na imię matka Gerana – urodziła bliźniaki. Lekarze bezproblemowo odebrali poród drugiego dziecka. Gorus i Geran nie mogli się doczekać kiedy zobaczą nowych członków swojej rodziny. Nagle z pokoju wyszło dwóch lekarzy, jeden zaprosił ojca i syna do pokoju, drugi poszedł gdzieś indziej. Niesamowite było zdziwienie gdy Gorus zobaczył dwoje dzieci w ramionach Lisy.
- Cholera jasna! - Krzyknął Gorus
- Wybacz mi kochanie, ja...
- To nie twoja wina Lisa - Przerwał jej Gorus - nie mogłaś wiedzieć. Zaraz...
- Co się stało tato? - Spytał Geran - Czemu mama płacze? Czemu jesteś zły?
- Z tego pokoju wyszło dwóch lekarzy...
Gorus złowrogo spojrzał na jednego z lekarzy. Wściekły przycisnął go do ściany.
- Gadaj, dokąd poszedł ten drugi?
- Jak to dokąd? - Rzekł arogancko lekarz - Poszedł zawiadomić odpowiednich ludzi o twoich nowych dzieciakach.
- Cholera!
Gorus puścił lekarza po czym wybiegł z pokoju. Pobiegł w stronę, w którą poszedł drugi lekarz. Gdy go spostrzegł, ten już odkładał słuchawkę z naciągniętą liną, służącą do szybkiego przekazywania informacji na odległość. Gorus wiedział, że jest już za późno. Zatrzymał się.
- Egzekutorzy pewnie już sa w drodze. - Pomyślał - Muszę szybko wrócić do Lisy i Gerana!
Jak pomyślał tak zrobił. Biegł najszybciej jak umiał. Wywarzył drzwi do pokoju, w którym znajdowała się jego rodzina. Było za późno. Gorus podszedł do Lisy, uklękł przed nią i rzekł:
- Jak tylko dojdziesz do siebie bedziemy musieli opuścić Grineal.
- A co z Tronem i Mariusem?
- Już ich nazwałaś?
- Tak, na cześć moich dziadków.
- Posłuchaj - Powiedział po chwili - Znajdę Trona i wrócę z nim do domu. Ty zaopiekuj się Mariusem i Geranem. Kocham cię.
Gorus wybiegł z pokoju.
- Mamo - Spytał Geran - Czemu tata był taki zdenerwowany?
- Nie martw się słonko, wszystko będzie dobrze.




Na starcie bloga publikuję 2 części. Pomyślałem, że pierwsza pokazała jedynie początkowy zarys świata, nie mówiąc nic o fabule. Dlatego wstawiłem drugą, by już ją rozpocząć. Kolejna część w niedzielę.

1. Prolog - Część 1

Świat to naprawdę dziwne miejsce. Jest pełne niebezpieczeństw, nieznanych nikomu stworzeń, tajemniczych mocy.
Na kawałku tego jeszcze nieodkrytego świata, na 5 wyspach ułożonych w kształt wielkiego krzyżyka, z największą wyspą w środku, rozwinęło się państwo. Państwo to zwało się Grineal, potocznie nazywane Krajem Czterech, albowiem w kraju tym żyły 4 różne rasy.
Pierwszą i najbardziej tajemniczą rasą są Azurowie. Są oni niżsi od innych ras. Żyją czasem nawet 200 lat. Nie posiadają włosów na ciele, mają bladoniebieską skórę i duże oczy. Mają oni zwykle charakter tajemniczych mędrców. Zbudowali oni wiele świątyń w których spędzają większość czasu na zgłębianiu tajników swojej dziwnej, można to nazwać, magii. Prawdziwą magią to jednak nie jest. Mieszkają oni na górzystej wyspie zwanej Azuris, położonej najbardziej na północnym wschodzie. Ich władcą jest najwyższy mędrzec - Lokros
Drugą rasą są prawdopodobnie najdziksi mieszkańcy Kraju Czterech – Arachnianowie. Za dnia może nie są zbyt groźni. Wyglądają jak zwyczajni ludzie, z tą różnicą że z pleców wyrastają im 4 pajęcze odnóża. Trudno im jednak nimi poruszać bez odpowiedniego treningu. W nocy jednak przeobrażają się w wielkie pajęczaki o 4 nogach, parze mrocznych, świecących ślepi i odwłoku z niesamowitą ilością energii, za pomocą której mogą bardzo zranić wroga. Mimo że są pajęczakami ich cywilizacja nie jest oparta na budowaniu z pajęczyny. Żyją oni pod ziemią, mają tam całe kompleksy miast, do których wejścia znajdują się w jaskiniach. A wszystko to na wyspie położonej na południowym zachodzie – Arachnis, wyspie trochę górzystej ale pełnej bagien. Ich władczynią jednak nie jest Arachnianka, a przedstawicielka innej rasy – Krodaka.
Trzecią już rasą są Diabły. Nie są to jednak szatańskie pomioty jakby się mogło zdawać. Diabły wyglądają jak... diabły. Mają czerwoną skórę, parę rogów na głowie, złote oczy, kilka „chrost” na czole. W ludzkich wyobrażeniach diabły mają ogony zakończone czymś na wzór grotu strzały, jednak to tylko stereotypy, prawdziwe Diabły nie posiadają ogonów. Czerwonoskórzy specjalizują się w magii, nieliczni zostają wojownikami. Jednak wbrew pozorom ich władca Hakar nie jest magiem, a właśnie wojownikiem. Diabły zbudowały wielkie miasto dookoła zbocza wulkanu, w którym mieści się główna siedziba ich władcy. Ich wyspa – Redoris, leży na południowym wschodzie.
Ostatnią rasą mieszkającą na wyspach Grineal są Ludzie. To właśnie tej rasy jest władczyni Arachnianów. Posiadają oni jasną cerę, zarówno ciemne jak i jasne włosy, żadnych rogów, odnóży, ogonów. Ich miasta są budowane na równinach, na ich wyspie ciężko o inne tereny. Ich władcą jest uznany wojownik – Kaiton. Często rywalizuje on z Hakarem. Ludzka wyspa nosi imię pochodzące od ich stwórcy – Kreatonis. Leży ona na północnym zachodzie.
Na pięciu wyspach Grineal żyją 4 rasy. Co jednak znajduje się na piątej, największej wyspie, na samym środku? Wyspa ta jest uznawana za terytorium wspólne wszystkich czterech ras. Mieszczą się tam ruiny świątyń, niezbadane lasy, trakty handlowe, pomniejsze wioski i inne tajemnicze rzeczy. Nie posiada ona jednolitej nazwy, mówią na nią po prostu „ziemia wspólna”.
Każda z ras posiada własnego władcę. Ale co to oznacza? Czy ten tytuł znaczy po prostu, że ktoś rządzi daną rasą? W tym kraju bycie władcą oznacza coś więcej. Ktoś, kto nim jest posiada niesamowitą moc w porównaniu nawet do najsilniejszych żołnierzy. Władca jest również w pewnym stopniu nieśmiertelny, nie może umrzeć śmiercią naturalną. Można go jednak zabić. W przypadku śmierci, nowy władca może zostać wybrany tylko przez władców pozostałych ras. Może on jednak samemu przekazać swój tytuł komuś, kto według niego na to zasługuje. Ponadto każdy nowy władca dziedziczy wspomnienia poprzedniego, by mógł bez większych problemów kontynuować dzieło.
Tak oto prezentuje się ten kawałek świata. Oczywiście to tylko kilka wysp na ogromnym, pełnym niebezpieczeństw globie. Póki co jednak skupmy się na tych kilku wyspach. Na Kraju Czterech. Na Grineal




Jest to pierwsza część Prologu. Każdy rozdział będzie podzielony na kilka części, by łatwiej się to czytało :P. Kolejne będą się pojawiać w każdy czwartek i niedzielę (w miarę możliwości oczywiście). Blog nie jest betowany, więc proszę o jako taką wyrozumiałość.