niedziela, 29 stycznia 2017

5. Nowe horyzonty - część 2

- A tak właściwie, to co my tu robimy? - powiedział Tos
- Mówiłem wam, że mam tu parę spraw do załatwienia. - powiedział Kaiton
- Nie, pytam co MY tu robimy? Cokolwiek masz do załatwienia, prawdopodobnie obeszłoby się bez nas.
- Tos! - Hef zwrócił wnukowi uwagę
- Szczegóły omówimy na miejscu. - powiedział Uwerth - Tymczasem wyjaśnijmy sobie kto kim jest. Nie ukrywam, że widzę wiele nowych twarzy i chciałbym się ze wszystkimi zapoznać. Ja zacznę. Jestem Uwerth, tutejszy władca i... starszy brat Kaitona.
Chłopcy byli niemało zdziwieni. Zwłaszcza Kolin, który własnie poznał swojego wujka.
- Wu... Wujek? - wyjąkał Kolin
- To jest Kolin, - powiedział Kaiton wskazując na syna - mój syn i przy okazji jeden z uczniów.
- Więc jednak postanowiłeś się ustatkować. Kolin, co? Miło cię poznać - powiedział podając rękę bratankowi - Nadal bawisz się w uczniów? 
- Gdy widzę w kimś potencjał to nie chcę, żeby się zmarnował. Kontynuując, obok Kolina siedzi Geran, mój uczeń i syn jednego z moich poprzednich, Gorusa.
- Gorus, pamiętam go, jak przybył tutaj trenować. Więc jesteś jego synem? Miło mi.
- Obok Gerana siedzi Tos, mój najnowszy uczeń.
- Dobry! - powiedział śmiało Tos, podając rękę Uwerthowi
- Przepraszam za niego... - wtrącił się Hef - On już taki jest
- Nie ma sprawy - powiedział Uwerth podając rękę Tosowi - A ty starcze jesteś...
- Kimś, kto za określenie starzec potrafi dać po łbie. Jestem Hef, dziadek Tosa i najlepszy kowal na Kreatonis, jeśli nie w całym Grineal.
- Kowale to szanowany zawód. Ale zaraz... Czy to znaczy, że Tos jest z rodu kowali? Czemu uczy się walki? Przecież kowale się do tego nie nadają.
- To długa historia - stwierdził Kaiton - W dużym skrócie Tos jest w połowie kowalem, a w połowie thoenem, co daje mu ogromne możliwości.
- Rozumiem... - powiedział zamyślony
Widok za oknem był niesamowity. Pociąg jechał u podnóża góry, więc można było podziwiać piękno leśnych dolin i rzek. To własnie pasmo górskie oddziela wschodnie wybrzeże od środka i zachodniego wybrzeża wyspy. Doliny są zamieszkane przez groźne i niebezpieczne zwierzęta, więc mało kto się tam zapuszcza. 
Minęło już pół godziny jazdy, gdy pociąg zatrzymał się na pierwszej stacji. Była to mała wioska położona u podnóża góry. Pełniła ona rolę turystyczną, albowiem z niej wychodziła droga prowadząca na sam szczyt najwyższej góry na wyspie. Znajdowała się tam świątynia, do której pielgrzymi przybywali zdobywać nauki. Tamtejsi mnisi posiadali ciekawą umiejętność łączenia na pewien czas dwóch osób w jedną, o wiele silniejszą. Nazywali to techniką fuzji ciał.
Parę osób wysiadło z pociągu, parę kolejnych wsiadło. Byli to najprawdopodobniej rolnicy i myśliwi, chcący sprzedać swój dobytek w stolicy. Pociąg po chwili znowu ruszył w dalszą drogę.
- Przypomniało mi się coś - zaczął Kaiton - Geran, rozumiem, że dopiero niedawno zacząłeś trening. Odstajesz jednak od reszty. Kolin i Tos zwiększali swoją moc podczas pobytu na statku, ty dopiero trenowałeś tworzenie ostrza. Nie obwiniam cię o nic, spokojnie. 
- Wiem, że jestem z tyłu. - powiedział Geran - Jest jakiś sposób, abym mógł szybko dorównać reszcie?
- Hmm... Teoretycznie przez twoją krew kilka dni treningu powinno wystarczyć, żebyś powiedzmy dorównał poziomowi Kolina sprzed wyprawy.
- Wtedy nadal byłbym z tyłu. Chcę im dorównać, a nie ich opóźniać przez moją słabość.
Kaiton widział determinację w oczach Gerana. Przypomniał mu się Gorus, gdy z podobną determinacją zaczynał swój trening. 
- Nie chodzi o to, - zaczął Kaiton - że będziesz za słaby. Przy obecnych poziomach Kolina i Tosa sparing z nimi nie będzie miał sensu. Będą musieli dawać ci fory, a wtedy twoja moc nie będzie się zwiększała tak szybko, mimo twojej krwi. Problem w tym, że nie widzę innej możliwości treningu dla ciebie.
- Właściwie to... - wtrącił się Uwerth - tak się składa, że jest inna możliwość. Pamiętasz swoich bratanków? 
- Erona i Chirona? Pamiętam. Przecież obwieściłeś światu przyjście Erona na świat w bardzo... wybuchowy sposób.
- Będziesz mi to wypominał do końca życia? To nie moja wina, że wyrzutnia fajerwerków była wadliwa. Tak czy inaczej tak się składa, że Chiron od niedawna szkoli Erona w walce. Jego energia jest na podobnym poziomie co Gerana, więc mogliby trenować razem. 
- W sumie dobry pomysł. 
- Hej! - wtrącił się Kolin - A co ze mną i z Tosem? Nie chcemy zaniedbać treningu.
- Jeśli chodzi o was to już wam mówiłem, powiem wam co i jak, gdy już dojedziemy. 

czwartek, 26 stycznia 2017

5. Nowe horyzonty - część 1

- No dobra, wygląda na to, że dopływamy do celu - powiedział Kaiton, patrząc z górnej części pokładu w stronę zbliżającego się lądu
- Właśnie - zaczął Kolin - płyniemy już kilka dni a ty nam nawet jeszcze nie powiedziałeś dokąd. 
- Skoro już dopływamy chyba najwyższy czas, żebym wam powiedział. Dopływamy do wysp położonych na północny wschód od Grineal, Horineal. 
- Nie dało się wymyślić głupszej nazwy? - spytał Tos
- Nie ja ją wymyślałem. Zrobił to drugi władca ludzi i mój ojciec, Kaos. To on wysłał tam ekspedycję i przyłączył do terytorium ludzi. Sama nazwa pochodzi od określenia, którym właśnie drugi władca nazwał te ziemie - Nowe Horyzonty.
- Czyli, że te wyspy też należą do ciebie? - Spytał Geran
- Właściwie to nie. - odpowiedział Kaiton - To dosyć skomplikowane. Drugi władca podbił te wyspy dla ludzi. Nie należą one jednak do Kraju Czterech. Funkcjonują jako osobny kraj, z którym mamy sojusz. Płyniemy tam dlatego, że muszę tam coś załatwić.
Chłopcy byli bardzo podekscytowani tym, że zobaczą coś nowego. Już z daleka widzieli, że tamtejsi ludzie są o wiele bardziej rozwinięci technicznie. Widzieli statki bez żagli, zrobione z metalu, budynki z ogromnymi kominami z których wydobywał się ciemny dym, ludzie poruszali się eleganckimi powozami. Patrząc trochę na lewo dało się zobaczyć kolej żelazną. 
Statek w końcu dotarł do celu. Kaiton, Hef i chłopcy zeszli na ląd. Nikt z nich nie orientował się w mieście portowym. Nie musieli jednak długo się zastawiać, co zrobić. Przybył po nich powóz jeszcze bardziej elegancki niż pozostałe. 
- Pan Kaiton? - spytał woźnica - Proszę wsiąść do środka.
Kaiton wraz z resztą gromadki wsiadł do powozu. Nie jechali długo. Woźnica wysadził ich przy stacji kolejowej, gdzie czekała na nich znajoma Kaitonowi twarz. 
- Kaiton! Dawno się nie widzieliśmy!
- Uwerth! Kopę lat!
Dwaj starzy znajomi podali sobie ręcę. Chłopcy byli nieco zmieszani. Poza Kolinem, ten był już przyzwyczajony do tego, że jego ojciec zna prawie każdego. Poza tym, kojarzył jego twarz. Nie mógł sobie jednak przypomnieć, kto to.
- Wsiadajcie do pociągu. - powiedział Uwerth - Jedziemy do stolicy, z resztą właśnie po to tu jesteście.

niedziela, 22 stycznia 2017

4. Trzeci uczeń - część 5

- Możesz jeszcze raz powiedzieć, co robimy na okręcie na środku morza? - spytał Hef
- Miałem sprawić, by twojemu wnukowi przewidziało się trenowanie. Dopiero co zjadł. Trening na otwartym morzu wydawał mi się idealnym pomysłem.
- Jak wolisz, zostawiam tę sprawę w twoich rekach.
Hef odszedł do swojej kajuty. Na środku pokładu chłopcy się rozgrzewali. Gdy skończyli, podeszli do Kaitona.
- Możemy zacząć trening - powiedział nieco podekscytowany Geran
- Spokojnie - rzekł Kaiton - Tos, jesteś pewien, że chcesz z nami trenować?
- No pewnie! - powiedział Tos
- No dobra. W takim razie zaczynajmy. Kolin, tobą się zajmę za chwilę. Geran, dzisiaj nauczysz się materializowania swojej energii. Masz już swoje pokłady mocy. Weź ten miecz i uwolnij trochę energii w reku, aby się z nim powiązać.
- Jak wiązanie się z gotowym mieczem ma mi pomóc w własnoręcznym tworzeniu? - spytał Geran
- Chcę, byś przyzwyczaił się do uczucia posiadania miecza. Powiążesz się z nim. Będzie ci łatwiej tworzyć gotowy miecz, niż kreować go od zera. Z resztą po jakimś czasie i tak się rozpłynie.
Geran zrobił tak, jak powiedział Kaiton. Zaczął trenować odtwarzanie i chowanie miecza.
- Serio? Tworzenie miecza? - spytał Tos - To umiem już od dawna. Sam zobacz.
Kaiton nie wierzył własnym oczom. Tosowi bez najmniejszego wysiłku udało się stworzyć miecz, ktorego nie powstydziłby się nawet sam Hef. 
- I jak? - spytał Tos
- No no, jestem pod wrażeniem. Jednak to jeszcze nic nie znaczy. Możesz tworzyć miecze, bo jesteś z rodziny kowali. Zobaczymy jednak, jak radzisz sobie z kontrolowaniem całej mocy. Kolin, chodź. Będziesz trenował walkę z Tosem.
Kolin podszedł. Czuł, jak bardzo moc Tosa wzrastała podczas rozmowy ze Złotobrodym Jackiem. Był podekscytowany. W końcu mógł przetestować swoją dotychczasową moc na kimś "z tej samej kategorii". Z resztą nawet Geran nie skupiał całej swojej uwagi na swoim treningu tylko obserwował ich sparing. 
Tos mimo, że posiadał niesamowitą moc, nie miał zielonego pojęcia o walce. Nawet w dzieciństwie udawało mu się unikać kłopotów dzięki niej. Zawsze bawił się z Geranem, a przez swoją krew, od urodzenia miał niezwykłą moc, która później tylko wzrastała i której Geran, przez niski poziom swojej mocy, nie mógł wyczuć. W razie ewentualnych zagrożeń, Tos mógł wyczuć energię napastnika i uciec. W większości przypadków jednak to napastnik uciekał, gdy wyczuł, jak wielką, jak na dziecko, posiada moc. Teraz było inaczej. Tos nie mógł uciec, a Kolin nigdzie się nie wybierał. 
Kolin przybrał postawę bojową. Odsunął lewą nogę w tył, prawą ręką osłonił twarz, lewą przygotowywał się do ciosu. Prawą dłoń pozostawił niezaciśniętą, aby ewentualnie sparować cios Tosa. Ten jednak nie bardzo wiedział jak się ustawić. Powtórzył więc czynności Kolina. 
Kolin uwolnił swoją moc. Pojawiła się wokół niego aura. Ruszył z dużą prędkością w kierunku Tosa chcąc wyprowadzić cios. Ten ze strachu zamknął oczy. Nie sparował ciosu Kolina. Oberwał w prawy policzek. Cios był tak mocny, że się przewrócił. 
- Chyba nie uderzyłem za mocno? - powiedział arogancko Kolin
- Ależ skąd. - odpowiedział Tos - To wszystko na co cię stać? Niepotrzebnie się bałem.
Kolin się nieco zniecierpliwił. Znowu ruszył z dużą prędkością i zaatakował Tosa gradem ciosów, po czym odskoczył. Wnuk Hefa stał nieco pochylony. Kolin był pewny, że zaraz się podda.
- Skończyłeś już? - spytał Tos, Kolin nie dowierzał w podejście Tosa do walki - Teraz moja kolej.
Tos uwolnił część swojej mocy. Pojawiła się wokół niego aura dwa razy większa, niż u Kolina. Postanowił zaatakować w sposób podobny. Ruszył na niego z jeszcze większą prędkością i wyprowadził jeden cios w brzuch. Kolin upadł na kolana. 
- Chyba nie uderzyłem za mocno? - powiedział nieco szyderczo Tos
- Ależ... skąd... - odpowiedział przez zęby, oszołomiony przez ból - To tylko... draśnięcie...
Tos i Kolin zakończyli tym samym swój sparing. Tos podał Kolinowi rękę i pomógł mu się podnieść. Kaiton widząc to bił brawo. Rzucił okiem na Gerana. Ten widząc to przestał oglądać swoich przyjaciół i natychmiast skupiał się na treningu. 
- No no, jestem pod wrażeniem - powiedział Kaiton - Rozumiem, że nadal chcesz się uczyć?
- No jasne! - powiedział Tos
- Wiesz o tym, że gdy zostaniesz wojownikiem, zawiedziesz swojego ojca i dziadka?
Tos zamknął oczy i uśmiechnął się
- Jeśli stanę się najlepszym wojownikiem, jakiego kiedykolwiek by zobaczyli, raczej nie będą zawiedzeni.
- No jasne! - zaśmiał się Kaiton
- Żebyś tylko dotrzymał słowa. - rzekł Hef wychodząc spod pokładu - Od teraz jesteś uczniem Kaitona. Jeśli masz zostać najsilniejszym wojownikiem jakiego widziałem, lepiej się postaraj. W życiu widziałem niejedno. Nie chcę cię widzieć dopóki nie osiągniesz tego, co sobie postawiłeś za cel. Kaiton, zajmij się nim należycie.
Hef wrócił pod pokład. Odbył ostatnią rozmowę z Tosem. Kolin poszedł się położyć. Brzuch jeszcze go dosyć mocno bolał. Kaiton był razem z kapitanem statku i obserwował morze. Słońce już zachodziło. Geran zdążył opanować materializowanie gotowej broni, jednak zanim zdążył pokazać to Kaitonowi, miecz rozpłynął się. 
Następny dzień wyglądał podobnie. Kolin i Tos trenowali walkę. Geran trenował tworzenie własnej broni. Pod koniec dnia udało mu się stworzyć pierwsze ostrze. Nie było ono doskonałe, ale jak na jego poziom mocy było nawet dobre. 

niedziela, 15 stycznia 2017

4. Trzeci uczeń - część 4

Kaiton wraz z uczniami, Jackiem oraz kowalem Hefem weszli do knajpy rybnej. Usiedli przy jednym stoliku przy oknie. Po jednej stronie usiedli młodzi, a na przeciwko nich starsze pokolenie. W knajpie siedziało jeszcze parę osób. W kącie siedział hazardzista ogrywający jakiegoś naiwniaka. Przy drzwiach zajął miejsce jakiś kapitan. Nie przejął się jednak widokiem Złotobrodego.
Zamówili smażonego dorsza dla młodych, a sami wzięli piwo. Czekając na zamówienia, zaczęli rozmowę.
- A więc... - zaczął Kaiton - Wyjaśnijcie mi, dlaczego jesteście mokrzy?
- No więc... - Powiedział nieśmiało Geran - Uratowaliśmy tonącego Tosa.
- A dlaczego Tos tonął? - Spytał Hef
- Tos tonął, ponieważ wbiegł na molo podczas pokazu walki Jacka z Krakenem. Potwór zepchnął go w morze, a my wskoczyliśmy go uratować.
- A dlaczego Tos wbiegł na molo? - Spytał Jack, kierując swój wzrok na Tosa
- Ponieważ nie chciałem, abyście obudzili Krakena. - Powiedział Tos
- Przecież wszystko było pod kontrolą
- Może i tak, ale mimo to lepiej z nimi nie zadzierać. Oceany są pełne jaj Krakenów. Mag wody którego nająłeś przyspieszył jego wyklucie. 
Czuć było narastającą moc Tosa. Nikt tak naprawdę nie wiedział, czym to jest spowodowane.
- To prawda. - powiedział Jack - Mag wody był mi potrzebny właśnie do tego. Ale co z tego, że zabiłem jednego z Krakenów? Wody na świecie są pełne ich jaj, nie będzie różnicy jak zabraknie jednego czy dwóch. 
- Może i jesteś wilkiem morskim, ale chyba nie wiesz czym dokładnie są krakeny. - Powiedział Tos
- Nie przeginaj... - zwrócił mu uwagę Hef
- Zniszczyłeś tylko to, co było na powierzchni dna. - powiedział nie zwracając uwagi na dziadka - Krakeny jednak mają swoją większą część pod dnem. Zniesione jajo własnie tam się rozrasta do niewyobrażalnych rozmiarów. Niszcząc górną część, tylko przyspieszyłeś jego rozrost. Nie wspominając już o przyspieszonym wykluciu...
- Dosyć! - powiedział stanowczo Jack - Nie mam zamiaru tego dłużej słuchać. Jakieś dyrdymały o tym, że Krakeny rozrastają się pod dnem. Bzdury. Skąd możesz wiedzieć takie rzeczy?
- Nie czytasz gazet?
- Jestem wilkiem morskim, więc nie.
- W Absylvarze było ostatnio silne trzęsienie ziemi. Pozostawiło za sobą ogromny wąwóz. Na jego dnie znaleziono coś dziwnego. Domyśl się co to było...
- Absylvar... Przecież to jedna wielka propaganda! To że jestem thoenem nie znaczy, że popieram Absylvar. Wręcz przeciwnie. Pochodzę z Thoenu Północnego i... 
- Nie wnikam w politykę. Chcę ci tylko uświadomić, że nie warto nawet zaczynać walki z czymś takim jak Kraken.
- Nie będę słuchać jakiegoś dzieciaka powtarzającego bzdury rozpowszechniane przez Absylvinów. I co mi zrobisz? Myślisz, że jak twoja moc będzie rosła to się ciebie przestraszę?
- Tos! - Krzyknął Hef, pozostali goście spojrzeli dziwnie na ich stolik.
Moc Tosa rosła z każdą sekundą. Mimo, że aura wokół niego dopiero zaczęła się pojawiać, jego moc już dawno przerosła Gerana u szczytu jego dotychczasowych możliwości. To tylko dowodzi, jak silny jest potomek kowala i thoenki. Tos i Jack patrzyli sobie prosto w oczy. Mało brakowało, aby rzucili się sobie do gardeł. Zdrowy rozsądek Złotobrodego wziął jednak górę. Pirat ponownie zmienił w niewyjaśniony sposób kolor swojego oka z jasnoniebieskiego na czerwone. Zaraz po tym, Tos zasnął. Jego moc opadła, a oko Jacka znów wróciło do pierwotnego koloru.
- Hej! - powiedział Kolin - Co to? Czemu Tos zasnął? Czemu twoje oczy się zmieniły?
- Chcesz wiedzieć? - Spytał Jack - Proszę bardzo. Jestem thoenem, ale nie takim zwykłym. Niektórzy thoeni posiadają pewien dar, związany ze wzrokiem. Gdy go aktywuję, mam dostęp do różnych technik, czyli na przykład dzięki temu uśpiłem Tosa. 
- Czy on... - Spytał zaniepokojony Hef - Czy on się obudzi?
- Oczywiście, że tak. Co za pytanie. Zasnął, bo nie chciałem wszczynać burd w kolejnym mieście które odwiedziłem. Poza tym to trochę niemoralne w moim wieku bić się z dzieckiem. 
W końcu przyszło piwo dla dorosłych oraz jedzenie dla młodszych. Jack wziął swój kufel i wypił go do dna. 
- Dziękuję za pogawędkę panowie, życzę miłego dnia.
Złotobrody Wyszedł z knajpy. Kaiton i Hef jeszcze przez chwilę myśleli o tym, że muszą się jeszcze wiele dowiedzieć o ludzkich prekursorach. Tos po paru minutach obudził się, zjadł już nieco zimniejszą rybę. Reszta na niego czekała. Kaiton zapłacił za jedzenie i wyszedł razem z resztą gromadki. 

czwartek, 12 stycznia 2017

4. Trzeci uczeń - część 3

Kolin i Geran trzymając chłopca na plecach weszli do magazynu. Chłopiec nie oddychał. Kolin położył go na ziemi, po czym uciskał go w klatkę piersiową. Zadziałało. Chłopak odkaszlnął resztki wody i podniósł się. 
- Kurde, dzięki! - powiedział chłopak, patrząc na Kolina i Gerana - Uratowaliście mi tyłek. Zaraz... Geran?
- Tos? - spytał Geran
- Zaraz... Wy się znacie? - spytał zmieszany Kolin
Chłopcy usiedli w kółku i zaczęli rozmawiać. 
- Kolin... - zaczął Geran - Poznaj Tosa, mojego starego znajomego. Tos, to jest Kolin, syn władcy ludzi, Kaitona. 
- Miło poznać - powiedział Tos, podając rękę Kolinowi
- Więc Tos, opowiadaj, co tam u ciebie? Myślałem, że już nie wrócisz na Kreatonis.
- Ale jednak tu jestem. - zaczął Tos - Wiesz Geran, że kilka lat temu przeprowadziliśmy się na ziemie wspólne. Ojciec został tam nowym kowalem i chciał mnie uczyć swojego fachu. Ja jednak nie chcę tego. Chcę zostać wojownikiem. I nie obchodzi mnie zdanie ojca czy dziadka. A jestem tu dlatego, żeby dziadek mnie przekonał do zmiany zdania. 
- Twój dziadek... jest kowalem? - Spytał Geran
- Tak. Nigdy nie czułeś tej ogromnej, bijącej od członków mojej rodziny mocy?
- No cóż...
- Chwila. - przerwał Kolin - Jeśli twój dziadek jest kowalem i tu pracuje... O cholera!
- Co jest Kolin? - spytał Geran
- Mój ojciec poszedł do kowala najpewniej po miecz dla ciebie, Geran. 
- Sugerujesz że... - zaczął Tos
- Pewnie już nas szukają. - Odpowiedział Kolin
- Widzisz? Mówiłem ci, że nie zdążymy wrócić - powiedział Geran
- Nie zaczynaj - powiedział Kolin
Chłopcy usłyszeli kroki. Schowali się za skrzynię. Ktoś wszedł do magazynu. 
- Wyłaźcie chłopcy, wiem, że tam jesteście! - Powiedziała tajemnicza postać
Chłopcy wyszli i spostrzegli, kto wszedł. Był to Złotobrody Jack. Dało się spostrzec, jak jego oczy zmieniały kolor z czerwonych na jasnoniebieskie.
- Hej! Znalazłem ich! - Krzyknął na zewnątrz magazynu. Dołączyli do niego Kaiton wraz z Hefem.
- Tu jesteście! - Powiedział wściekłym tonem Kaiton - Co wy sobie myślicie?! Kazałem wam na mnie czekać! Nie wyraziłem się jasno?! 
- Przepraszamy - powiedzieli jednocześnie Geran i Kolin, kuląc głowy. Nie widzieli oni jeszcze wściekłego Kaitona.
- Myślicie, że zwykłe "przepraszamy" wystarczy?!
- Kaiton, odpuść. - powiedział spokojnym głosem Hef - widzę, że nie tylko twoje zguby się znalazły. 
- Jesteście cali mokrzy. - powiedział nieco spokojniejszym ale nadal wkurzonym tonem Kaiton - Chodźcie, niedaleko jest niezły bar rybny. Tam nam opowiecie co żeście zmalowali.

niedziela, 8 stycznia 2017

4. Trzeci uczeń - część 2

Po wejściu Kaitona do środka, chłopcy szybko zaczęli się nudzić. Nie chcieli siedzieć bezczynnie w miejscu, a zacząć porządny trening. Usiedli pod ścianą domu i czekali. W pewnym momencie po zewnętrznej ulicy rynku przejechał powóz reklamujący pewne wydarzenie. "Właśnie dzisiaj znany wilk morski zawita do naszych doków i pokona strasznego potwora! Zobacz, jak Złotobrody Jack będzie walczył z samym Krakenem!". Taką wieść rozprowadzali heroldowie dookoła rynku. 
- W końcu coś ciekawego. - powiedział Kolin - Dawaj, idziemy do doków!
- Mieliśmy tu czekać. - stwierdził stanowczo Geran
- No dawaj, co się może stać?
- Nigdzie nie idę.
- Słuchaj, ojciec zawsze długo siedzi u kowala. To jego stary znajomy, więc zawsze sobie z nim pogawędzi. Wrócimy zanim on skończy. 
- Ech... No dobra, trochę rozrywki nie zaszkodzi.
Chłopcy wyruszyli w stronę rynku, na którym zaś było wielkie targowisko. Wielu kupców z najróżniejszymi rzeczami, jak i obywateli kupujących te rzeczy. Rynek od doków rozdzielała tylko jedna ulica. Stały przy niej wysokie, piętrowe budynki, zamieszkane przez biedną część ludzi. Jak widać nie każdemu powodzi się tak dobrze. Do doków prowadziła szeroka, pełna ludzi chcących zobaczyć widowisko droga. 
Kolin i Geran przedostali się przez tłum. Znaleźli się w dokach miasta. Wyjątkowo były one pełne tłumów. Zwykle jest tu sporo ludzi z "dzielnicy biedoty", zajmujących się łowieniem i sprzedażą ryb. Na północ znajdował się wojskowy magazyn, natomiast na południu, port, ten sam, z którego wypływała rodzina Gerana. 
Tłumy zebrały się przy samym brzegu. Był on oddzielony liną przewiązaną co jakiś czas o słupek z drewna, dla bezpieczeństwa. Chłopcom jakoś udało się przedostać. Widzieli oni stojące na najdłuższym molo osoby. Był to Złotobrody Jack wraz z kilkoma ludźmi. 
- Ja, Złotobrody Jack... - Powiedział bardzo donośnym głosem
- Dlaczego on mówi tak głośno? - spytał Geran
- Pewnie tych kilku gości obok niego to magowie - rzekł Kolin - i jednym z nich jest pewnie mag wiatru.
- Co ma wiatr do głosu?
- Może w porównaniu z Thoenami jesteśmy zacofani technologicznie, ale mamy jako taką wiedzę. Mag wiatru może kontrolować powietrze, a dźwięk rozprzestrzenia się własnie przez cząsteczki powietrza.
- ...Mam zamiar na waszych oczach - Mówił dalej Złotobrody Jack - pokonać bestię, której boi się niejeden wilk morski. Zapewne spytacie "A skąd Kraken wziął się tak blisko naszego miasta?". Własnie po to są ze mną te dwa szczury lądowe, nazywające siebie magami. Ale dość tego gadania. Zacznijmy występ!
Magami będącymi z Jackiem była młoda, dwudziestoletnia Akura, czarodziejka wody, oraz dwudziestodwuletni Winston, mag Wiatru. Akura zaczęła wykorzystywać moc swojego żywiołu. Był to kluczowy moment całego przedstawienia. Czarodziejka miała na celu przyzwanie samego Krakena, by Jack go pokonał. Stało się jednak coś niespodziewanego. Na molo wbiegł chłopak, mniej więcej w tym samym wieku co Kolin i Geran. Chciał powstrzymać Akurę przed przyzwaniem Krakena. 
- Wynoś się chłopcze! - Krzyknął Jack - Zaraz będzie nieprzyjemnie!
Chłopak nie posłuchał. Biegł dalej. Nie zdołał jednak dopiąć swego. Z wody wynurzył się niesamowitej wielkości potwór. Była to wielka paszcza pełna zębów, otoczona niesamowicie wielkimi mackami. Tłum zaczął szaleć. Molo było dość długie, jednak Kraken z łatwością dosięgnął macką chłopca. wepchnął go do wody z niesamowitą prędkością. 
- Akura! Ratuj go! - Krzyknął Jack!
- Ale... Ja nie umiem pływać! - powiedziała spanikowana Akura
- Jesteś magiem wody i nie umiesz pływać?! Cholera jasna! 
Zanim Jack wydał kolejne polecenie ratunku, spostrzegł, że dwóch chłopaków wskoczyło do wzburzonej przez Krakena wody. Byli to Kolin i Geran. Chcieli oni uratować tonącego chłopca. Kraken korzystając z nieuwagi Jacka uderzył macką w molo, łamiąc je na końcu. Jack jednak nie dał się zaskoczyć, skoczył w ostatniej chwili na ogromną wysokość w kierunku potwora. W locie zmaterializował swoją energię w broń - Harpun. Wbił go w jedną ze szczęk Krakena. Sprawiło mu to ból, więc wydarł się wniebogłosy. Jack wskoczył potworowi do paszczy. Zdawać by się mogło, że to głupota. Ten jednak dobrze wiedział co robi. Wygenerował tak potężny pocisk energii, że gdy puścił go w którąkolwiek stronę, Krakena wysadziło. 
Szczątki opadały na ziemię jeszcze przez kilka minut. Po walce Jack stojąc na niezniszczonej części molo próbował wypatrzyć chłopców. Jego oko stało się dziwnie czerwone. Drugie stracił prawdopodobnie w jednej z wcześniejszych walk. Na jego miejscu była skórzana opaska. 
Spośród całego tłumu udało mu się ich wypatrzyć. Kierowali się do jednego z pobliskich magazynów rybnych.

niedziela, 1 stycznia 2017

4. Trzeci uczeń - część 1

Geran i Kolin wrócili do domu. Kaiton wrócił ze spotkania dzień temu. Chłopcy zjedli porządne śniadanie, po czym poszli na ogród. Kaiton już na nich czekał. 
- Witajcie chłopcy - powiedział Kaiton - Widzę, że nie tylko energia Kolina wzrosła. Geran, uwolnij moc, pokaż mi, czego się nauczyłeś przez te trzy dni.
Geran zrobił to, co kazał Kaiton. Wokół niego pojawiła się aura. Jego moc rosła aż do momentu, w którym nie mógł już nic wykrzesać. 
- No no, jestem pod wrażeniem - powiedział Kaiton - To chyba najwyższy czas, aby nauczyć cię materializacji energii.
Kolin, Geran oraz Kaiton wyszli z terenu domu władcy. Minęli domy nieco zamożniejszych ludzi, stojące po drugiej stronie ulicy. Przy następnych kilku ulicach stały kolejne posiadłości. Na podwórkach ludzie trudzili się uprawą roślin. Na końcu dzielnicy mieszkalnej stał dom kowala. Po co jednak kowal, skoro ludzie mogą stworzyć własne ostrza z energii? Otóż kowale mają niezwykle wielką moc, jednak nie potrafią wykorzystać jej do walki. Wykorzystują energię do tworzenia z niej mieczy, o wiele lepszych niż miecz stworzony przez przeciętnego wojownika, po czym je sprzedają. Nie oznacza to jednak, że nie potrafią się bronić. 
Kaiton zatrzymał się przed domem kowala. Spojrzał na symbol nad drzwiami wejściowymi, przedstawiający skrzyżowany miecz i młot. Nakazał uczniom zostać na zewnątrz, po czym wszedł do środka. 
Cały dom był zrobiony z drewna. Miał parter i piętro. Po wejściu oczom Kaitona ukazał się blat, taki jak np. w karczmie czy sklepie wielobranżowym. Równolegle do blatu, obok wyjścia mieściła się kuchnia jegomościa. Po lewej zaś były schody na piętro, gdzie mieściły się sypialnie. 
Kaiton podszedł do blatu, rozejrzał się, nie mógł jednak dojrzeć kowala. Oparł się. Po paru minutach kowal spostrzegł władcę i podszedł do swojego stanowiska sprzedawcy. Rzemieślnik miał już swoje lata. Miał długie, siwe włosy dookoła głowy, jednak góra była łysa. Posiadał też siwą brodę, pełno zmarszczek na twarzy oraz bardzo umięśnioną budowę ciała. Ubrany był w typowo kowalski strój. 
- Kaiton! - powiedział z entuzjazmem kowal - Kopę lat! Dawnośmy się nie widzieli. 
- Witaj Hef! - odpowiedział Kaiton, ściskając dłoń kowala - Opowiadaj, jak ci się wiedzie.
- No wiesz, życie kowala nie jest zbyt emocjonujące. Całymi dniami kuje miecze dla twoich żołnierzy. Nie obraź się, ale ci idioci nie potrafią obchodzić się z ostrzem. Raz widziałem ich trening i uwierz mi, nie chciałbym tego widzieć drugi raz. Nie mogę patrzeć, co oni robią z moimi cudeńkami. Co innego egzekutorzy. Oni wiedzą jak tym cholerstwem machać. A ty? Skoro tu jesteś, to pewnie chciałbyś albo nowe ostrze dla Kolina, albo masz kolejnego ucznia. 
- Hah, przejrzałeś mnie. - zaśmiał się Kaiton - Mam nowego ucznia. Syn poprzedniego, byłego egzekutora, Gorusa, Geran. 
- Ach, Gorus. Pamiętam jakby to było wczoraj, jak wybierałeś dla niego pierwszy, tymczasowy miecz. Zapewne jesteś tu w tej samej sprawie dla jego syna. Zaczekaj tutaj, zobaczę, czy mam jeszcze coś na składzie. 
Kaiton poczekał jeszcze kilka chwil zanim Hef wrócił. 
- Proszę bardzo - Powiedział Hef, wychodząc ze swego magazynu i kładąc miecz na blacie. - siedemdziesięciocentymetrowa tymczasowa katana, idealna dla początkujących.
- Dzięki Hef. - powiedział Kaiton - Ile płacę?
- Jak na ciebie... - rzekł nieco zniechęconym głosem - dwieście kreonów.
- Coś nie tak? - powiedział, podając mu pieniądze - wyglądasz na zmartwionego
- Chyba mogę ci powiedzieć. Wiesz, że mój syn, wraz z rodziną wyprowadził się na ziemie wspólne i został kowalem? Otóż moc kowali jest dziedziczna, więc jego syn też powinien zostać kowalem. Wysłał go więc do mnie, bym go uczył. On jednak nie chce być kowalem. Woli zostać wojownikiem. Uwierzyłbyś? Ludzie z krwią kowali nie mają żadnego potencjału w walce. To pewnie przez geny jego matki. Wiesz, że jest Thoenką? To najpewniej przez to Tos chce zostać wojownikiem. Ech... Wybacz, nie powinienem cię zadręczać moimi problemami.
- Nic się nie stało
- Mogę mieć prośbę? Młody jest pewnie gdzieś w dokach. Znajdź go i przekonaj, aby zrezygnował z tego beznadziejnego marzenia. 
- A jeśli nie zrezygnuje?
- Jeśli nie zrezygnuje... To weź go na jakiś tymczasowy trening. Może się przekona, jak topornie będzie mu szło. A jeśli mu się spodoba, przekaż Fajsowi, żeby postarał się o kolejnego potomka, tym razem kowala.
- Dobrze Hef, nie ma sprawy. - powiedział Kaiton śmiejąc się - Do zobaczenia.
Kaiton opuścił budynek. Rozejrzał się za Geranem i Kolinem. Nie było ich przed sklepem. Próbował wyczuć ich energię, jednak znajdował się blisko rynku pełnego ludzi. Nie potrafił wyczuć spośród tylu osób, mocy swoich uczniów. Musiał ich poszukać na własną rękę.


Przepraszam, że w czwartek nic nie postowałem, jednak nie miałem takiej możliwości. Zacząłem remont, więc w najbliższym czasie będą możliwe takie przerwy.