Kaiton i Uwerth pędzili co sił w nogach w stronę szkoły Chirona. Wparowali do środka z impetem. Trenujące dzieci nieco się wystraszyły, lecz chwilę potem kontynuowały trening. Przy przeciwnej ścianie, koło drzwi do gabinetu stał Chiron, obserwujący uczniów. Widząc, co się własnie stało zawołał do uczniów:
- Dobrze dzieci, czas na przerwę.
Podszedł do swego ojca i stryja i spytał:
- Co tu robicie? Nie mieliście trenować w klasztorze?
- Nie ma czasu! - powiedział Kaiton - Gdzie są moi chłopcy?!
- Po co te nerwy? Są tutaj. Na najwyższym piętrze. Trenują.
- Jest z nimi Vincent?! - spytał nerwowo Uwerth
- Tak... Przyprowadził ich tu kilka godzin temu.
Władcy natychmiast ruszyli na ostatnie piętro. Gdy tylko Kaiton spostrzegł lokaja, ruszył na niego. Chwycił go za łachmany i cisnął w ścianę.
- Ty cholerna podróbko! - krzyknął - Gadaj, co zrobiłeś z prawdziwym Vincentem?!
- O co ci chodzi? - spytał nieco szyderczo lokaj
- Ty już wiesz, cholerny nalidianinie. Gadaj albo poderżnę ci gardło jak tamtym dwóm.
- Wy ludzie jesteście chyba tacy narwani i głupi z natury.
Gdy to powiedział, zastosował ten sam sposób, co na Hefa. Zmienił wygląd swoich oczu na oryginalne, uwalniając przy tym ogromne ilości mocy. Odepchnął trzymającego go Kaitona na około trzy metry samym wypięciem klaty.
- Rozumiesz aluzję? - powiedział zmiennokształtny - Gdybym chciał, tego miasta by już nie było.
- To twoje... oryginalne oczy...? - Spytał z niedowierzaniem Kaiton - Gdy przyjmujesz czyjąś postać, masz też tyle samo mocy, prawda? Przywracając sobie oczy do oryginalnej postaci uwolniłeś niewiarygodne pokłady mocy! Nie możesz być zwykłym nalidianinem, więc kim, do cholery?!
- Jesteś władcą ludzi z Grineal, prawda? - spytał spokojnie zmiennokształtny
- Tak, i co z tego?
- To prawda, że każdy kolejny władca dziedziczy wspomnienia po poprzedniku? Posiadasz wspomnienia pierwszego władcy?
- To prawda, ale... do czego zmierzasz?
- Być może mnie pamiętasz, lub chociaż o mnie słyszałeś. Nie powiem ci kim jestem, ani nie przybiorę teraz prawdziwej formy. Mogę ci tylko rzec, że jestem starszy niż myślisz. Kim jestem naprawdę, spróbuj wywnioskować sam. Teraz wybacz, muszę spłacić swój dług wobec was.
- Dług? - spytał Uwerth - O czym on mówi?
- Pod waszą nieobecność zdarzył się mały... wypadek. - rzekł Chiron - W dużym skrócie nasz "gość" zniszczył ścianę na najwyższym piętrze i żeby mi to wynagrodzić, zgodził się pomóc nam na froncie.
- "Pomóc" to chyba za lekkie słowo. - powiedział zmiennokształtny - Zamierzałem raczej całkowicie wyniszczyć nalidian na froncie.
- Co? - Spytał z lekkim zaskoczeniem Uwerth - Czemu chcesz walczyć przeciwko swoim?
- Powiedzmy, że po prostu chcę to zrobić. Niech to będzie ostrzeżenie dla władcy nalidian ode mnie.
Zmiennokształtny wyruszył na front już następnego dnia. Ludzcy żołnierze zostali powiadomieni o jego przybyciu i nie robili zbędnych problemów. Nalidianin uwolnił jeszcze więcej mocy, przywracając swą prawą rękę do oryginalnej formy. Miała ona beżową skórę oraz coś w rodzaju naturalnego pancerza w kolorze brązowo-szarym na przedramieniu.
Właśnie tym ramieniem stworzył olbrzymią, kilkumetrową kulę czystej energii. Cisnął nią w kierunku swych pobratymców, zabijając tym samym zdecydowaną ich większość z środkowej wyspy Horineal. Zniszczył przy okazji część krajobrazu, polany, drzewa, wzniesienia, zostawiając tylko popiół i piach. Nieliczni próbowali się wycofać, lecz w mgnieniu oka zostawali pokonywani i dobijani. Wszystko przez zdolność teleportacji tajemniczego zmiennokształtnego. Był świadom tego, że zabił ich jednorazowo, że mogą się w każdej chwili wskrzesić, dlatego pomimo tymczasowo zlikwidowanego zagrożenia zalecił ludzkim żołnierzom ostrożność.
Niedługo potem udał się na ostatnią wyspę Horineal. Tam jednak starał się nie spustoszyć wszystkiego. Wykorzystywał mniej energii, ale bardziej dokładnie, Zabijając po kolei wszystkich najeźdźców. Ostatniej swojej ofierze rzekł tylko, by nikt nie próbował powstać z martwych, gdyż będzie przez niego ponownie zabity. Było to oczywiście kłamstwo, gdyż nie miał zamiaru zostawać u ludzi. Nalidianie jednak nie mogli tego wiedzieć, gdyż w miejscu, gdzie idą po swojej pierwszej i drugiej śmierci nie otrzymują żadnych informacji ze świata żywych.
Miejsce to nie jest i prawdopodobnie nie będzie zbadane. Do teraz nie wiadomo jak ono właściwie powstało. Wiadomo tylko, że miejsce to jest w jakiś sposób powiązane z tajemniczym pojawieniem się nalidian w tym świecie. W większości jest to puste, ozdobione jedynie świetlistymi śladami. Tylko oni mogą się tam dostać. Gdy tam są, ich stała moc nieustannie rośnie. Dlatego zwykle wracają do żywych, gdy uznają że są dostatecznie silni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz