niedziela, 19 lutego 2017

6. Zmiennokształtny - część 1

Od dotarcia Kolina i Tosa do szkoły walki Chirona minęło już kilka godzin. Pomimo tego chłopcy nie byli ani trochę zmęczeni treningiem. Każdy z nich był na swój sposób wyjątkowy. Eron był synem Uwertha, przez co odziedziczył część mocy władcy. Taka sama sytuacja miała miejsce z Kolinem. Tos był pół-thoenem pół-kowalem, przez co jego potencjalna moc wykraczała poza możliwości pozostałych. Nie umiał jej jednak w pełni wykorzystać, więc przez cały czas trenował z Kolinem. Najsłabszym z uczniów Kaitona nadal był Geran, trenujący przez cały czas z Eronem. Pomimo tego, że młodszy syn Uwertha posiadał część mocy ojca, podczas treningu moc Gerana rosła w większym stopniu niż jego. Działo się tak, ponieważ w synie Gorusa płynęła krew Shadorinów. Od pokoleń w rodzinie Gerana rodzili się najsilniejsi wojownicy, właśnie przez krew bardziej tolerującą przyrost mocy niż u innych ludzi. Jednak nawet to nie sprawiło, że dorównał Kolinowi czy Tosowi. Poziom jego mocy był równy ich poziomowi z momentu gdy dopiero przypływali na Horineal. 

Vincent wraz z Hefem obserwowali trening chłopców. Siedzieli na ławce przy ścianie sali treningowej. 

- Hef, prawda? - zagadał Vincent
- Ta. - odpowiedział zgorzchniało Hef
- Więc to ty jesteś dziadkiem Tosa. Pocieszny z niego dzieciak, wiesz?
- Wiem.
- Co z tobą? Coś cię gryzie?
- Czuję, że spieprzyłem sprawę. - powiedział po chwili Hef - Nie jestem zadowolony z tego, że potomek rodu kowali chce zostać wojownikiem. Powiedziałem Tosowi, że dopóki nie stanie się tak silny by zrobić na mnie wrażenie, nie chcę go widzieć. Dopiero po spędzeniu tu kilku dni zrozumiałem, że nasze drogi będą się krzyżowały, czy bym tego chciał, czy nie. Jestem świadom tego, że nie mogę wybierać drogi życiowej dla Tosa. I jestem pewien, że nie chciałby prowadzić nudnego życia kowala. W takich chwilach jak tamta człowiek potrzebuje wsparcia kogoś bliskiego, by ten pomógł mu pokonać trudności. Ja zamiast mu je dać, wręcz go dobiłem. 
- Dlaczego nie cofniesz swoich słów? Tos jest tutaj. Możesz...
- Nie mogę. - przerwał mu Hef - Młody widział we mnie kogoś wielkiego, pomimo, że jego droga nie prowadzi do tego samego celu co moja. Jeśli cofnę słowa to tak, jakbym się poddał. Tos straciłby swój cel zostania najsilniejszym wojownikiem jakiego widziałem. 
- Rozumiem...
- Nie. Nie rozumiesz. Masz kogoś, kogo przyszłość postawiłbyś ponad swoją? 
- Jestem lokajem Uwertha. Nie mam nikogo takiego. 
- Zła odpowiedź.

Hef wiedział, że coś jest nie tak z Vincentem. Uwolnił trochę swojej mocy, by stworzyć miecz. Od razu przyłożył go lokajowi do gardła. Chłopcy widząc, co się dzieje stanęli w miejscu i tylko patrzyli na dorosłych.

- Każdy człowiek, niezależnie od swojego miejsca na świecie, ma kogoś takiego. - powiedział zdecydowanie Hef - Jeśli ty nie masz to znaczy, że nie jesteś człowiekiem. Pytam więc, kim jesteś?
- Chyba wpadłem - powiedział ten, który podszywał się pod Vincenta

Oczy zmiennokształtnego zmieniły się. Postać lokaja pozostała nadal, jednak jego źrenice stały się cienkie jak u kota za dnia a tęczówki stały się pomarańczowo-złote. Sama ta przemiana uwolniła ogromne ilości mocy. W zależności od przyjętej postaci, zmiennokształtny posiadał różną siłę. Gdy zmienił tylko swoje oczy na te z jego oryginalnej postaci, uwolnił takie ilości mocy, że samego Hefa wręcz zamurowało. Upuścił stworzony miecz i odskoczył. Chłopcy nadal stali jak wcześniej. Moc zmiennokształtnego była tak wielka, że nie byli w stanie nawet jej zauważyć, tak jak Geran w dzieciństwie nie mógł wyczuć mocy Tosa. 

- Ty... Kim ty jesteś? - spytał niedowierzający w taką potęgę Hef
- Ja? Jestem tylko nalidianinem bawiącym się w czyjeś życie. - powiedział zmiennokształtny
- W czyjeś życie? To znaczy... Co zrobiłeś z Vincentem?! Gadaj! - krzyknął Hef, nieco bardziej pewny siebie.
- Nie tym tonem człowieczku

Hef nie wytrzymał. Był kowalem i może nie znał się na walce, ale potrafił się bronić na swoje sposoby. Użył jednej z technik przekazywanych w jego rodzinie z pokolenia na pokolenie. Były to "Ostateczne Ostrza". Polegały one na tworzeniu nawet kilku ostrzy na raz, i ciskaniu nimi w przeciwnika za pomocą samej energii. Wokoło Hefa pojawiło się pięć "źródeł", z których wystrzeliwane były najróżniejsze ostrza. 

Nalidianin jednak nie pozostał obojętny. Poza zdolnością zmiany kształtu, mógł także natychmiast się teleportować. Wykorzystał więc tę moc by znaleźć się za plecami Hefa. 

- I po co ta agresja? - rzekł nalidianin - Przecież czułeś, że jestem od ciebie o wiele silniejszy, nawet będąc w dziewięćdziesięciu procentach słabym lokajem.

Hefa nie ruszały jego słowa. Stworzył kolejne ostrze w rękach i próbował go nim zranić, machając za siebie. Nie trafił. Zmiennokształtny przeniósł się przed kowala, szykując się do ciosu.

- Nie rozumiesz, że ta walka nie ma sensu? - powiedział nalidianin - Spójrz na twoją i na moją siłę.

Uderzył go. Hef odleciał z taką prędkością, że zrobił w ścianie dziurę i wyleciał za szkołę Chirona. Chłopcy chcieli się wtrącić, jednak po tym czynie zrozumieli, że nawet w czwórkę nie mają szans. 

Nalidianin wyskoczył za nim. Gdy koło niego wylądował rzekł tylko:

- Widzisz? Właściwie to nawet nie chcę z tobą walczyć, gdyż byłaby to strata czasu. Ale jeśli chcesz zginąć, proszę bardzo.

Gdy to powiedział, skierował otwartą dłoń ku niemu. Pojawiła się w niej kula energii. Nalidianin był gotowy, by wystrzelić w Hefa. Wiadome było, że blefował, gdyż tak wielka energia skierowana ku ziemi mogłaby spowodować eksplozję zdolną zniszczyć całą dzielnicę. Jednak chodziło mu o sam przekaz. 

Hef wstał z ziemi. Leciała mu krew z nosa, więc ją wytarł. Spojrzał nieco pogardliwie na nalidianina i rzekł:

- Nie chcesz walczyć, bo jestem dla ciebie za słaby... Więc czego tak naprawdę chcesz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz