niedziela, 12 lutego 2017

5. Nowe horyzonty - część 6

Minęło kilka dni od przybycia Kaitona i reszty na Horineal. Cały ten czas Kaiton spędził na przygotowaniu się do podróży. Jedyne co mu pozostało, to czekać na Uwertha, który musiał załatwić jeszcze kilka spraw. Kolin i Tos przeznaczyli swój wolny czas na trening. Postanowili nie zostawać w tyle, w razie gdyby Geran miałby ich przewyższyć. Nie mogli oni wyruszyć razem z Kaitonem i Uwerthem. Władcy tłumaczyli im to tym, że jak już mają tam iść i nauczyć się techniki fuzji ciał, to lepiej żeby Geran był z nimi. Ten jednak skupiał się na dorównaniu mocą chociażby Kolinowi. 

Chłopcy trenowali od samego rana na placyku pomiędzy plantacjami roślin Kretony. Kaiton przygotowany do wędrówki czekał tylko na powrót Uwertha. Ten po jakimś czasie wrócił.

- Długo kazałeś na siebie czekać. - Powiedział Kaiton - Wiesz, że minęło już parę dni od kiedy zdecydowaliśmy się wyruszyć? 
- Wybacz, - rzekł Uwerth - miałem trochę własnych obowiązków. Nie mogłem tak po prostu opuścić stolicy. Pamiętaj, że ja też jestem władcą. Mogę bezproblemowo poruszać się po całej stolicy, ale takie spontaniczne wyjazdy odpadają. Muszę mieć wszystko ustalone z góry.
- Przecież to ty wyskoczyłeś z tą podróżą do klasztoru. Poza tym to nadal twój kraj, chyba ludzie nie będą ci mieli za złe, że odwiedziłeś inne miasta niż stolicę.
- Ludzi to nawet nie obchodzi. Gorzej z urzędnikami, politykami, generałami, mówię ci, masakra z tym wszystkim. Wszystko gotowe?
- Tak, możemy ruszać.

Na zewnątrz czekał na nich elegancki powóz. Zanim jednak do niego weszli, Kaiton chciał pójść na chwilę do chłopców. Zostawił bagaże przed powozem i poszedł do uczniów trenujących w ogrodzie.

- Kolin, Tos, my ruszamy. - powiedział Kaiton - Wy, tak jak się umawialiśmy, pójdziecie razem z Vincentem do szkoły Chirona. 
- Tato, daj spokój. - rzekł Kolin - Jesteśmy już chyba na tyle dorośli, że moglibyśmy sami tam pójść.
- Nie mam zamiaru słyszeć o kolejnym incydencie w stylu tego, co razem z Geranem zrobiliście w Kraju Czterech. Idziecie z Vincentem i bez dyskusji.
- Tak tato - powiedział nieco wkurzonym głosem Kolin

Moc chłopców w ostatnich dniach rosła w miarę równo. Nauczyli się, aby nie marnować energii na niszczenie otoczenia, tylko na jak największym jej skupieniu w przeciwnika.

Kilka minut po wyjeździe Kaitona i Uwertha do chłopców przyszedł Vincent. Był ubrany w typowy strój lokaja. Miał na sobie białą koszulę, czarną kamizelkę i ciemne, proste spodnie. Różnił się od chłopców noszących zwyczajne, jasne spodnie i bluzki z długimi rękawami. 

Podróż odbyli, w przeciwieństwie do poprzedniego razu, na piechotę. Chłopcy mogli w spokoju podziwiać widoki, jakie posiadało miasto. Nie szli koło zadymionych fabryk czy terenów budowlanych. Mijali swoją obecnością najróżniejsze pomniki czy zabytki pamiętające jeszcze czasy drugiego władcy ludzi. Jeden z nich szczególnie przykuł uwagę Kolina. 

Był to pomnik stojący na metrowej podstawie, na której był wyryty napis "Dla człowieka nie ma ograniczeń". Przedstawiał on mężczyznę w obszarpanym ubraniu. Stał on prosto, jakby patrzył prosto w oczy przeciwnika. Było w nim jednak coś nie tak. Z jakiegoś powodu wyróżniał się na tle innych pomników, jednak nikt nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, dlaczego.

- Kto to? - Spytał Kolin - Wygląda jakoś dziwnie, inaczej niż wojownicy których widziałem wcześniej.
- To jest, mój drogi, jeden z największych ludzkich wojowników, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi. Wygląda tak dziwnie, ponieważ stał się on tak zwanym "ludzkim thoenem".
- Ludzkim thoenem? - Spytał Tos
- Tak, z thoenami łączy nas coś więcej niż to, że jeden z nich nas stworzył. Jest pewien sposób, by zyskać na sile, stając się ludzkim thoenem. Jest to jednak trudny i skomplikowany proces. Sam niewiele o tym wiem. Od pojawienia się ostatniego ludzkiego thoena minęło już jakieś czterysta lat. 
- Czterysta? - Spytał z lekkim niedowierzaniem Kolin
- Tak, jesteś synem Kaitona, już chyba się domyślasz kogo przedstawia ten pomnik, prawda?

Kolin nie odpowiedział. Spojrzał jeszcze raz na pomnik zanim ruszyli dalej. Patrząc na niego pomyślał:
- Ludzki thoen co? Ojciec mówił, że byłeś silny, ale coś takiego? Już chyba wiem do czego będę dążył.

Vincent i Tos zdążyli się trochę oddalić. Zanim Kolin ich dogonił, Tos spytał:

- A kogo przedstawiał ten pomnik? 

Vincent odpowiedział. Zaraz potem Kolin naskoczył na plecy Tosa, powodując lekkie zachwianie jego równowagi. Sługa ich uspokoił. Szli dalej jeszcze parę minut zanim doszli do szkoły Chirona. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz