Nad Redoris zaszło już słońce. Ulice były oświetlone pochodniami, lecz na dachach, gdzie stacjonowali wartownicy pozostała niemal całkowita ciemność. Patrząc z punktu widokowego w pałacu Hakara można było zobaczyć, jak pięknie miasto wygląda po zachodzie słońca. Ten wieczór jednak był dziwny. Wszyscy wartownicy czuli pewien niepokój.
W pewnym miejscu na wysokości dachów w zewnętrznym pierścieniu pojawiła się ciemna mgiełka. Nie zwróciło to jednak uwagi strażników. Zareagowali dopiero, gdy mgła przeleciała przez jednego z nich i zabiła go. Żaden z wartowników nie zdążył jednak ani ogłosić alarmu, ani nawet podjąć próby walki, pomijając fakt, że ciężko jest walczyć przeciwko mgle.
Mroczny obłok poruszał się z niesamowitą prędkością. Każdy wartownik, którego minął, miał poderżnięte gardło. Celem tej dziwnej mgły było jednak wnętrze pałacu. Jak nie trudno się domyślić nie było to dla niej problemem. Strażników przy głównym wejściu potraktowała tak samo, jak tych na dachach.
Gdy zdołała wejść do środka przybrała materialną formę. Ciało zakute w zbroję, cztery odnogi na plecach, czarna, gęsta mgła zakryta kapturem zamiast głowy, srebrna maska w kształcie czaszki oraz świecące, czerwone ślepia. Doskonale wiedział, gdzie szukać swojego celu.
Jedyną osobą, jaką spotkał po drodze był Azel. Wykonał jedno cięcie wzdłuż jego klatki piersiowej. Azel krzyknął z bólu, chwilę potem zginął. Hakar słysząc to, chciał biec z pomocą. Zanim jednak wyszedł z pomieszczenia z widokiem na miasto, zobaczył go. Świecące, czerwone ślepia. Srebrna maska. To bez wątpienia był on.
- Kopę lat Hakar!
- Ty... Co ty tu robisz?! - spytał z niedowierzaniem w to co widzi, robiąc krok do tyłu
- A wiesz, tak przyszedłem na herbatkę i ciasteczka, pogadać, powspominać stare czasy. - rzekł szyderczo Xar, wchodząc do środka. - Jak myślisz, po co tu przyszedłem?!
- To ty zabiłeś moich wartowników!
- Nie tylko ich. - powiedział podchodząc do okna i patrząc w miasto - Po drodze napatoczył się jeszcze jakiś krótkowłosy w białych szatach.
- Co?!
- Nie lubię białych ubrań. Za bardzo widać na nich krew.
Hakar powoli przestawał być spokojny.
- Przychodzisz do mojego pałacu. Zabijasz moich ludzi. Czego ode mnie chcesz?
- Na prawdę jeszcze się nie domyśliłeś? - zwrócił się w jego stronę - Chcę twojej smoczej gwiazdy.
- Czyli chcesz mnie zabić. Dobrze więc. Wiedz jednak, że nie poddam się bez walki.
- Dokładnie tego spodziewałem się po wielkim Hakarze.